wtorek, 20 kwietnia 2010

SMOLEŃSK 2010 - żałoba narodowa

Po sobotniej tragedii przez cały tydzień była żałoba narodowa. Media cały czas trąbiły o tych co zginęli. Jeszcze trochę, a niektórzy cała listę tych osób mogliby cytować z pamięci. Nie było chwili zadumy - tak jak zwykle nasi wspaniali politycy już wytrwale pracowali i wbrew temu, co wielu sądziło już rozpoczynała się kampania wyborcza przed tymi tragicznymi wyborami prezydenckimi. Wole dalej nie komentować tego.........

Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy spędzali ten czas w ciszy i zadumie. Byli to między innymi harcerze.

Przez cały tydzień wieczorem o 20.00 przed Pomnikiem Katyńskim w Poznaniu zbierała się grupka harcerzy oraz mieszkańców miasta Poznaniu. Niestety niewiele osób. Zapalali znicze i stali w milczeniu - może niezupełnie.

Niektórzy zostawiali kartki. Poniżej - pozostawiona przez Barbarę ze Szwecji.

Godzina spotkań była dziwna - rozpoczynały się o zmierzchu, a kończyły, gdy już było ciemno - przejścia ze światła dnia do ciemności nocy - było w tym coś symbolicznego.

Sam pomnik Katyński w Poznaniu jest dziwny - według mnie przedstawia jeden wielki wir wciągający ludzi do jakiegoś zaklętego świata.


Ludzie stoją i śpiewają pieśni harcerskie. I nie tylko. Również Barkę, która towarzyszyła Ojcu Świętemu podczas pielgrzymek do Polski. Dziwne było to czuwanie. Pozwalało odpocząć po kolejnym zwariowanym dniu, gdy nadchodzące informacje przygniatały nas oraz otumaniały.

Kolejna zostawiona kartka wśród zniczy - z wierszem napisanym przez Pana Tadeusza z Londynu.

A nad wszystkim góruje pomnik - z jednej strony krzyż, a z drugiej wciągający wir. Myśleliśmy, że to już koniec, ale wir ten zażądał kolejnej ofiary w 2010 roku.

Harcerze stali cały czas i nadawali ton. Praktycznie oni to przygotowywali.


Ludzi była niestety garstka - gdzie te tłumy pokazywane w mediach. No cóż, tutaj nic nie działo się co można pokazać - tutaj wszystko odbywało się w sercach i duszy tych co przyszli, a tego nie widać. Może na szczęście.

Jakże dziwne te wieczory przy dźwiękach gitary - jakże inne od tego wrzasku w mediach.

I ten stos kwiatów.

Ludzie zapalają światełka. Przyklejają. Są w różnym wieku, ale każdy co tu przyszedł wiedział po co i każdy myśli to samo - dlaczego...............

Zdjęciach tych, który wir zabrał w dniu 10 kwietnia 2010 roku.

Jak na ironie losu w tle oświetlony zamek wybudowany dla cesarza Wilhelma II.

Pomnik też jest o oświetlony, ale jakże innym światłem - szczególnie w tych dniach.

Ludzie stoją w ciszy, w skupieniu, jakby chcieli uciec od tego co stało się.


Ale jednak nie uciekli, a przyszli.

A wśród nich pożegnania pisane przez dzieci. Cześć z nich przychodziła z Babciami i Dziadkami, którzy udzielają pierwszej lekcji historii - rodzice nie maja czasu.

Ja tez pamiętam tragiczną historie z mojego dzieciństwa - pierwsze wydarzenie, które pamiętam to Czerwiec 1956 roku - miałem 5 lat, ale czołgi i wycie pędzących karetek, palące się papiery pamiętam do dziś.

Niektórzy przychodzili rodzinie, aby w chwili skupienie pomyśleć, o tym strasznym wirze historii, którzy znów wessał najlepszych Polaków.

Godzina czuwania dobiega końca - wokół pomnika i jego strasznego wiru tworzy się harcerski krąg bratający wszystkich żyjących z tymi co odeszli. Nie znaliśmy sąsiada obok, ale tutaj to nie przeszkadzało - była bratnia dusza, która wiedziała po co przyszła.

Stary "wiarus" grał na trąbce sygnał pożegnania.

A kto jemu zagra?????

Jeszcze chwila skupienia i zadumy.

Ostatni wieczorny pokłon tym co odeszli 70 lat temu i "wczoraj".

Czas wracać do domu.

A może Ci których porwał ten ......... wir nas widzą. Co myślą sobie?

Jakże wzruszające są te kartki zostawione przez dzieci.

Rysowały je pewnie z pomocą Babć i Dziadków.

Ale czy następne pokolenia będą pamiętać o tych wydarzeniach.


Na tym pomniku jest napis:
"Odebrano im życie, aby zabić Polskę."
należałoby dzisiaj go uzupełnić:
"Oddali życie, aby......................"
Tylko co napisać - czas pokażę.


Czy, aby świat dowiedział się o Katyniu konieczna była tak wielka cena.

Niestety ciężko odpowiedzieć. Nie jestem optymistą. Upłynie trochę czasu i wszystko wróci do normy - no może niezupełnie, bo ten okropny wir pracuje tylko w jedna stronę. Tych co zabrał już nie odda - muszą zostać w naszej pamięci, aby przekazać to wszystko następnym pokoleniom, tak jak ojcowie i dziadkowie opowiadali dzieciom i wnukom [wnuczkom] o swoich wojennych przeżyciach.

niedziela, 11 kwietnia 2010

SMOLEŃSK_10 kwiecień 2010 roku

Uczestniczę w rożnych życiowych wędrówkach. Podczas tych wędrówek prawie zawsze mam aparat fotograficzny. Rzadko fotografuję osoby, ale czasem zdarza się. W dniu wczorajszym, gdy dowiedziałem się o tragedii w Smoleńsku zajrzałem do mojego archiwum. Przeraziło mnie, a zarazem zaskoczyło. Z paroma osobami, które zakończyły swoją ziemską wędrówkę zetknąłem się i zatrzymałem ich w kadrze. Skłoniło to mnie do chwili wspomnień.

Jest czerwiec 2006 roku. W Poznaniu odbywają się uroczystości upamiętniające 50 rocznicę zrywu robotników, jaki miał miejsce w Poznaniu w 1956 roku. Jest to chyba pierwsze zdarzenie, które pamiętam z dzieciństwa. W uroczystościach tych wziął udział Prezydent Rzeczpospolitej Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią.

Po zakończeniu części oficjalnej para prezydencka udała się do samochodów.

Byłem daleko, ale moment ten zatrzymałem w kadrze.

I jakież było moje zdziwienie. Prezydent podszedł do ludzi stojących przy barierkach. Witając się z ludźmi i rozmawiając z nimi sprawił na mnie wrażenie "sympatycznego faceta" - ciepłego w kontakcie z ludźmi. W tym momencie był on zupełnie innym człowiekiem niż przedstawiały go media i takiego go zapamiętałem. Byłem zaskoczony.

Również Pierwsza Dama Pani Maria Kaczyńska sprawiała sympatyczne wrażenie.

Pierwszy i jedyny raz w życiu byłem tak blisko Polskiego Prezydenta. Robiąc te zdjęcia nie myślałem, że będą to jedyne zdjęcia Marii i Lecha Kaczyńskich.




W ubiegłym roku w dniu 17 stycznia brałem udział w uroczystościach pogrzebowych Pani Generał Elżbiety Zawadzkiej "Zo" - cichociemnej. Tej wielkiej Polce poświęciłem jedną z wędrówek. Na uroczystości tej zetknąłem się z wieloma osobami, które zakończyły ziemska wędrówkę w dniu 10 kwietnia 2010 roku.

Pan Czesław Cywiński - Prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Żegnał Panią Generał w imieniu żołnierzy Armii Krajowej. Mówił, że odeszła do swoich żołnierzy.

W sobotę Pan Cywiński dołączył do Pani Generał, którą żegnał rok temu. Patrząc na listę tych którzy odeszli wspominam to pożegnanie Pani Generał Elżbiety Zawadzkiej.

W uroczystościach wziął udział Ksiądz Biskup generał dywizji Tadeusz Płoski [Ordynariusz Polowy Wojska Polskiego] .

W kazaniu podczas mszy przedstawił życiorys Pani Generał.

Niestety i On dołączył do żołnierzy, którzy zakończyli ziemska wędrówkę. A więc od soboty mają swojego biskupa polowego w Domu Ojca.

W imieniu Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Panią Generał żegnał Pan Aleksander Szczygło - szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
I on również zakończył ziemska wędrówkę.

Pani Elżbieta Zawadzka była odznaczona Orderem Virtuti Militari. W imieniu Kapituły przyznającej ten order wziął udział generał brygady Stanisław Nałęcz Komornicki - Kanclerz Kapituły Orderu Virtuti Militari. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim.


Dziwne są te wspomnienia. Przez przypadek zrobiłem zdjęcia ludziom, którzy zakończyli swa ziemska wędrówkę tego tragicznego dnia dla narodu polskiego jakim był dzień 10 kwietnia 2010 roku. Zetknąłem cię z nimi przez przypadek na chwilę, ale pozostali w mojej pamięci na zawsze.

Wszyscy oni jednego dnia powędrowali do Domu Ojca. Ci starsi, co walczyli podczas wojny dołączyli do swoich żołnierzy oraz bliskich. Ci młodsi teraz będą mieli czas na słuchanie wojennych opowieści tych którym poświęcili cześć swojego życia. Oj posłuchałbym tych opowieści.

Może ktoś powiedzieć, że wymyślam, po co to piszę. No cóż taki już jestem.

Wielu twierdzi, że nie ma ludzi niezastąpionych. Możliwe. Ludzi można zastąpić, ale ich charyzmy i czynów nikt nie zastąpi. Znaczna część z tych, którzy zginęli w dniu 10 kwietnia 2010 roku należy do tych niezastąpionych. Nie zawsze ich rozumieliśmy, ale prawie zawsze szanowaliśmy. Cześć ich pamięci. Teraz patrzą na nas z okna Domu Ojca i czekają na to co uczynimy z tym co nam pozostawili. Abyśmy tego nie zmarnowali.