środa, 30 sierpnia 2017

Janów Podlaski - wspomnienia - chyba juz czas przeszly dokonany

Parę lat temu wiele czasu spędzałem w Janowie Podlaskim. Przyczyną sprawy zawodowe - nie związane z końmi, ale zawsze można popatrzeć. Tym bardziej, że nocowałem na terenie stadniny. Zajazd WYGODA - wspaniałe miejsce.

Ostatni dłuższy pobyt miał miejsce w 2013 roku za sprawą Czesława Langa. Niektórzy mogą zapytać się: co ma wspólnego rower z końmi. Ano ma sporo. Pan Czesław na terenie stadniny organizował imprezy rowerowe promujące stadninę i okolice. Pomimo, że do Janowa mam z domu ponad 500 km to docierałem i mam miłe wspomnienia. 

Pobyty były również okazją do zwiedzenia stadniny w towarzystwie fachowców, którzy o koniach wiedzieli chyba wszystko, a szczególnie o "arabach". Ja natomiast nigdy nie siedziałem na koniu i mam podejście takie, że koń jest taki jakiego go widać. Nie zmam się na koniach, ale uwielbiam na nie patrzeć. Szczególnie uroczo wyglądają małe źrebaki z mamami. 



W tym roku stadnina obchodzi 200 lat istnienia, ale jakoś cicho o tej rocznicy.

Hol wejściowy do jednej ze stajni. Na ścianie tablica poświęcona temu, co dźwignął stadninę po zawierusze wojennej. Patrz koniec postu.




Chodząc po stajni obserwuje konie. Ładnie wyglądają, choć wole obserwować na wybiegu.


Nad każdym boksem tabliczka opisująca konia - imię, rok urodzenia oraz imiona rodziców. No cóż sam nie przedstawi się.


Tak jest przy każdym boksie.

No i Pani Basia. Najcudowniejsza KOBIETA na terenie stadniny. Opowiada o dziejach stadniny w sposób pozwalający na słuchanie godzinami. To od niej dowiedziałem się wiele o "arabach" i trochę inaczej patrzę na te konie.

Prowadzi klimatyczny Zajazd WYGODA - miejsce do którego uwielbiam wracać ze względu na ciszę i hałas. Z balkonu rano słychać konie i ptaki, co nie pozwala na długie spanie. No i jeszcze trzeba dodać wspaniałe jedzenie, a szczególnie pierogi.

Niestety ze względu na odległość coraz rzadziej wracam.


Istotnym elementem jest prezentacja konia. Przy swoich opiekunach konie są tak grzeczne, jak dzieci przy rodzicach. Miło popatrzeć.


Sylwetka ładna.


Ale ładniej koń wygląda na wybiegu.

Pierwszy raz w Janowie Podlaskim byłem w latach 80 XX- wieku. Na polach wokół stadniny biegały tabuny koni. Krajobraz z westernu. Robiło to niesamowite wrażenie. A dzisiaj. W porównaniu z pierwszym pobytem cisza i spokój.





Również wtedy aukcje wyglądały zupełnie inaczej. Odbywały się na dworze i każdy mógł oglądać oraz słuchać prowadzącego licytację konia. Głos prowadzącego licytację do dzisiaj dźwięczy w uszach.
A dzisiaj ......... odbywają się w hali. Zupełnie inny klimat. No cóż minione czasy już nie wrócą.


Konie są przyjaźnie nastawione do ludzi i z ciekawością obserwują zwiedzających. Można się zastanawiać kto kogo obserwuje. Pozostawiam to do własnej interpretacji zwiedzającego i konia.
Jedna z alejek na terenie stadniny. Oj wiele spacerowałem tymi alejkami. Również na rowerku.

Na skraju parku jest kamień z tabliczkami.


Są na nich imiona najsłynniejszych koni jakie żyły i dokonały żywota na terenie stadniny.


Takie jest to życie - nie tylko u ludzi. Konie odchodzą i przychodzą.

Parodniowe źrebaczki i ich mamy.




Jaki jest los tych źrebaczków dzisiaj. Czy są jeszcze na terenie stadniny? Przecież to już czteroletnie koniki.


Dzisiaj teren stadniny już nie tętni takim życiem jak kiedyś. Nie ma imprez organizowanych przez Pana Czesława. Pozostała tylko Pani Basia - przynajmniej dla mnie. Aukcje to już nie to co kiedyś. Jaki będzie los stadniny w przyszłości............

Nawet za czasów komuny doceniano zasługi stadniny i ludzi w niej pracujących. A dzisiaj..........



Podczas pobytu w tym roku zauważyłem jedną rzecz pozytywną. A mianowicie tablica poświęcona pamięci Dyrektora Andrzeja Krzyształowicza znajdująca się dotychczas w stajni zmieniła swoje miejsce. Temu człowiekowi zawdzięczamy, że konie arabskie z Janowa Podlaskiego przetrwały wojnę i okres bezpośrednio powojenny. To on doprowadził stadninę do rozkwitu i sławy na całym świecie. Komuna na to pozwoliła.

A dzisiejsze władze robią wszystko, aby doprowadzić ją do upadku i robią to skutecznie. Przynajmniej takie jest moje odczucie.


Tablica "wyszła" ze stajni i stanęła na cokole przed budynkiem biurowym.


W ten sposób Pan Andrzej może "obserwować" to co dzieje się na terenie stadniny. Obserwować los swoich ukochanych koni, którym poświecił długie życie. Pierwszy raz w Janowie był na praktyce studenckiej w 1937 roku, a więc 80 lat temu. I praktycznie z przerwami pozostał do końca swoich dni - a więc 60 lat. Może w ten sposób w jakiś sposób wpłynie na aktualne losy stadniny - swojego dziecka, które zostawił do pielęgnacji potomnym.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Kiedyś to miejsce wygladało zupełnie inaczej

Stolica koni arabskich. Janów Podlaski - a właściwie Wygoda koło Janowa Podlaskiego. Byłem tam wiele razy w przeszłości. Zawsze wyjeżdżałem ze wspaniałymi wrażeniami i obietnicą powrotu. W miejscu tym można było się wyłączyć od codziennych trosk i problemów. Po prostu konie, a właściwie ich terapeutyczne działanie. Przynajmniej dla mnie. Nie znam się na koniach. Nigdy w życiu nie siedziałem na koniu. Ostatni raz byłem w tym roku [po paroletniej przerwie] i stwierdziłem, że...... minione lata już chyba nie wrócą.

Post ten odzwierciedla Wspomnienia Wędrowca, gdyż przedstawione w nim zdjęcia zostały wykonane w 2013 roku, a więc przed "dobrą zmianą" jaka nastąpiła w czasie późniejszym.

Na wybiegach biegają konie. Inne pozują i są zaciekawione intruzem przy płocie.



Ale najmilsze chyba są źrebaki. Tak jak dzieci.




A oto stajnie w której małe z mamami spędzają wspólnie czas. Niektóre z małych miały po parę dni. Niesamowity widok. Można obserwować godzinami.


Ku mojemu zaskoczeniu stwierdziłem, że obecnie w tej stajni nie ma już mam z dziećmi.

A widok był niesamowity. Prawie jak w domku w którym jest rodzina.

Na spacerze. Każda mama pilnuje swojego malucha. Uwielbiałem to miejsce. Mogłem siedzieć godzinami i patrzeć.
A male, jak dzieci - po prostu szaleją.

I jak tu można nie zatrzymać się i przechodzić obojętnie. Przecież takie widoki odrywały mnie od zwariowanej codzienności. Chwila zapomnienia o problemach.


A teraz krótki wyścig. Kto szybszy. Hej mały - nie uciekaj za daleko.


Ten maluch jest grzeczniutki. 



Coby tu jeszcze wywinąć. Tak jak dziecko - musi rozrabiać.




Czyż nie jestem ładny lub ładna.




I znowu zabawa. Trzeba wykorzystywać beztroskie chwile.


Nieraz wędrując po stadninie spotykałem jej szefostwo. Niestety dzisiaj tych ludzi nie ma już na terenie stadniny. Podobnie jak budynek dla źrebaków i znajdujący się przed nim wybieg nie tętnią życiem, jak kiedyś. Po prostu nie ma w nim żłobka i przedszkola.


Na dalszych zdjęciach mamy ze swoimi dziećmi.


Nie znam się na koniach. Ale uważam, że są to jedne z cenniejszym moich zdjęć


Po prostu to co zatrzymałem w kadrze - to jest czasem przeszłym dokonanym, który już nie wróci w takiej postaci. Małe źrebaki mają najwyżej parę tygodni - zdjęcia były robione na początku maja 2013 roku.








Obraz stadniny przedstawiony na zdjęciach już chyba nie wróci w tej postaci jaką ja zapamiętałem i utrwaliłem podczas wielu spędzonych dni. Jak jest i jak będzie - nie mnie oceniać. Gdy jednak byłem w tym roku na wiosnę panowała "straszna cisza". A cisza na ogół nie wróży nic dobrego - mam nadzieję, że nie była to cisza przed kolejną burzą. Starczy tych burz.