niedziela, 24 stycznia 2010

Gdzie jest ta wiosna

Za oknami siarczysty mróz. W taką pogodę nawet spacerek z pieskiem jest kłopotliwy - no może nie dla mnie, ale dla pieska. On nie ma ciepłego odzienia i bucików. Nawet rowerek odpoczywa. Ale jedno jest pewne - za jakiś czas będzie oczekiwana WIOSNA. Zanim nadejdzie zapraszam na zeszłoroczną wiosenną wędrówkę w okolicach miejsca, gdzie mieszkam. Gdzie? O tym na końcu.

Ptaszki już pływają i cieszą się ze słoneczka, które podgrzewa wodę i czyni świat weselszy.

Rzeczka snuje się wśród zieleniejącego lasu.

W wodzie przeglądają się modelki. Jeszcze nie założyły letniej szaty. Im chyba nigdy nie jest zimno.

A tutaj co. Lody już ustąpiły i w większych kałużach zagościły......... Zgadnijcie kto............. to te niebieskie plamki.


Oczywiście są to żabki - na ich hałaśliwe śpiewy jeszcze trzeba trochę poczekać.

W lesie zaczynają pojawiać się ptaszki. Nie znam się na ich rodzajach. Może ktoś rozpozna.

I na ich śpiew również musimy trochę poczekać.

A to co - w polu samotna wieża. Pewnie kiedyś były tutaj jakieś zabudowania.


Wędruję dalej wzdłuż strumyka. Musi mnie gdzieś zaprowadzić.

Widać, że przyroda budzi się do życia. Też tak będzie za parę tygodni - co do tego nie mam żadnej wątpliwości.

Modelki przeglądają się w wodzie - tak jak Kobieta w lustrze. Na szczęście te modelki nie potrzebują żadnego upiększającego makijażu - i są ładne przez cały rok.

No i ta tajemnicza budowla. Kiedyś w tym miejscu mieszkali ludzie.

No i kwiatki - nie ma wątpliwości, że już jest wiosna.


Nam pozostaje na nią jeszcze trochę poczekać. Ale na pewno przyjdzie.

A teraz jeszcze jedno wyjaśnienie - zdjęcia były robione prawie w centrum Poznania -
w okolicy Jeziora Malta.


Tydzień temu nie było wędrówki. Po prostu byłem u Córci na Wyspach i też trochę wędrowałem. Ale był przeskok - u nas zima, a tam wiosna + 10 stopni. Po śniegu, który sparaliżował ten kraj nie pozostało śladu.

Natomiast za tydzień będę na wspaniałej zimowej wędrówce - gdzie........... to już tajemnica, ale na pewno z aparatem.

niedziela, 10 stycznia 2010

Odrobina lata

Dzisiaj mamy kolejny dzień zimy. Czyżby ona była jakaś wyjątkowa - nie sadzę. Nie takie zimy pamiętam z młodości i wtedy wszystko jakoś funkcjonowało. Ale cóż czasy zmieniły się i dzisiaj parę centymetrów śniegu zmienia się w klęskę narodową.

Aby trochę rozgrzać współwędrowców proponuję krótką letnia wędrówkę po uzdrowisku. Oczywiście górskim.

Parę lat temu załatwiając sprawy służbowe koło Wałbrzycha wpadłem na krótki odpoczynek - a właściwie spacerek - do Szczawna Zdroju. Cudownego uzdrowiska ze stara zabudową. Jest to najstarsze uzdrowisko na Dolnym Śląsku.

Na początku trochę historii. Jak zawsze właściciele zmieniali się dość często.
W 1392 roku, po śmierci ks. Agnieszki, żony Bolka II, "Szczawno" przeszło w ręce króla czeskiego Wacława. W 1410 roku wykupił je Janko z Chociemic z rąk braci Conrada i Albrechta Salzbornów. Od roku 1464 "Szczawno" wraz z Książem ponownie przechodzi w ręce króla czeskiego.
Dopiero w 1509 roku posiadłość nabył Conrad von Hochberg, którego potomkowie dziedziczyli Szczawno do 1931 roku. Prawa miejskie Szczawno- Zdrój uzyskało w 1945 roku - nazywało się wówczas Solice Zdrój. Taką nazwę nosiło od 1945 do 1946 r. Potem powróciła nazwa Szczawno z dodatkiem Zdrój.


Uzdrowisko jest jednym z najstarszych na Dolnym Śląsku. Właściwości lecznicze występujących wód mineralnych znane były i wykorzystywane od kilku stuleci. Po raz pierwszy zbadał je i potwierdził ich właściwości nadworny lekarz Hochbergów - Caspar Schwenckfeldt w 1598 roku.

Od roku 1816, z inicjatywy dr. Augusta Zemplina, ma miejsce intensywny rozwój uzdrowiska. Wybudowano pijalnię wód mineralnych, teatr, pawilon dla orkiestry, hotele i zajazdy. Kolejne lata związane są z rozwojem lecznictwa uzdrowiskowego. Cześć tych obiektów istnieje do dzisiaj nadając temu miejscu niepowtarzalny klimat.

Sława uzdrowiska ściągała na leczenie wodami mineralnymi wielu możnych i sławnych ludzi. Przebywali tu tacy znani ludzie jak choćby: Z. Krasiński i H. Wieniawski, który tu także koncertował (stąd od 1966 roku doroczne festiwale jego imienia), Winston Churchill czy też I. Turgieniew. Warto przypomnieć, że urodził się tu Gerhart Hauptmann, laureat nagrody Nobla w 1912 roku.

Wędrując po starej części uzdrowiska aż chce się zatrzymać trochę dłużej. Zatrzymuję się na chwilę przed pijalnią wód. Jest upał, a więc dlaczego nie zajrzeć do wnętrza i nie napić się chłodnej wody mineralnej. Odnośnie ich smaków można dyskutować. Ale gdy na dworze jest prawie 30 stopni - oczywiście plus - to człowiek nie stawia wielkich wymagań.

Jest to jeden z najstarszych obiektów.

Ładne stylowe wnętrza z wodami mineralnymi stanowią wspaniałe miejsce na letni upał. Chwila odpoczynku.
Z góry widok na hol spacerowy - oczywiście pod dachem - tak jak przystało na europejskie uzdrowisko.


Czyż nie jest tu ładnie.


No i nowy budynek Zakładu Przyrodoleczniczego.
Wolę nie komentować jego architektury. Do starej zabudowy pasuje jak...........

Wolę wrócić na stary deptak, gdzie można podziwiać stara zabudowę. Jakże inna od współczesnej zabudowy niejednego polskiego uzdrowiska. Dzisiaj już nikomu nie chce się tak budować, a szkoda.

Jeszcze chwila odpoczynku.

Ostatnie spojrzenie. Czas jechać dalej.

No cóż dzisiaj za oknami mamy mroźną i śnieżną zimę. Mam nadzieję, że choć trochę rozgrzałem was - przynajmniej niektórych.

Może kiedyś tu jeszcze wrócę. Ale na pewno nie w charakterze kuracjusza. Po paru dniach zostałbym wyrzucony dyscyplinarnie.

niedziela, 3 stycznia 2010

Mała Rawka - zimowa zdobycz

Kochani, czytający moje wypociny i czekający na nowe. Przepraszam za przerwę grudniową. Niestety grudzień był dla mnie burzliwy. Jednemu z tych burzliwych wydarzeń poświęciłem oddzielna wędrówkę. Potem przez resztę miesiąca nadrabiałem zaległości.


Niestety czas jest towarem którego nie można kupić - oj z chęcią bym skorzystał z takiej możliwości. Może ktoś mi sprzeda - choć odrobinę.
Obiecuje, że w Nowym Roku postaram się nadrobić zaległości.


Dzisiaj zapraszam na bieszczadzką wędrówkę, jaką odbyłem prawie rok temu.

Pewnego marcowego dnia przy okazji załatwiania spraw zawodowych zostałem na dwa dni w Bieszczadach. Niestety jak zwykle zimą miałem wybitnie dobrą pogodę. Wprawdzie nie wiało, ale była mgła.
Najpierw wbiegłem na Połoninę Wetlińska. Zszedłem na dół...
i co robić dalej z tak rozpoczętym dniem.
Jeszcze jest jasno - a pogoda zimowa.

Ale przecież jestem w górach.

Wpadłem na zwariowany pomysł.
Latem - parę lat temu - byłem na Wielkiej Rawce [w ubiegłym roku chciałem latem przejść od Rabiej Skały do Ustrzyk Górnych - niestety zabrakło czasu]. Po drodze jest Mała Rawka. A idąc na Małą Rawkę przechodzimy koło "wodospadu". A może tak pójść tam zimą. No i decyzja zapadła. Podjechałem autkiem na parking [biedne to moje autko] i dalej piechotką w zimowej scenerii.


Gdzieś tam jest cel mojej wędrówki.

Z mgły wyłaniają się zarysy szczytów. Tradycyjna moja pogoda - czy kiedyś zobaczę Bieszczady w zimowej szacie oświetlone słońcem.

Bacówka pod Małą Rawką - przelatuję koło niej jak ekspres. Na jedzenie za wcześnie.

No i wędrówka ...............

Ale cisza. Nikogo nie widać. Sądząc po śladach niewiele osób wędrowało ta trasą.

Tutaj można wypocząć.

Powoli wspinam się do góry. Po prawej stronie leśny "wodospad".

A może pójść tak na szczyt. Zapada decyzja. Mam półtorej godziny czasu - jeśli zdążę wejść to dobrze, a jeśli nie - trudno - trzeba będzie cofać się na tarczy [właściwie to zjeżdżać].

Podejście coraz stromsze. I ta zimna, a wręcz lodowata sceneria.

Las w każdym miejscu jest podobny. Tak jak i cisza. Aż dudni w uszach. I nie widać nikogo. Nawet zwierząt nie widać. Pewnie siedzą w swoich ciepłych domkach i obserwują mnie, a właściwie Wariata.

No las kończy się. Świadczy to o tym, że niedaleko do szczytu. Zaczyna padać śnieg i wiać wiatr zasypujący ślady.

No i wreszcie szczyt.

Po godzinnej wędrówce i pokonaniu około 300 m wysokości docieram do celu
Mała Rawka 1272 m n.p.m.
Najwyższy szczyt zdobyty zimą.

Nieźle wieje i niestety niewiele widać. Przypominam sobie letnią drogę na Wielką Rawkę. latem 15 minut drogi, ale teraz............. A do tego wiatr zasypujący ślady śniegiem.

Rozglądam się.
Oj szkoda, że wieje. Gdyby była inna pogoda poszedłbym na Wielka Rawkę.


Krzaczki w lodowej szacie.

No cóż trzeba wracać. Póki jeszcze widać ślady. W tym terenie i przy ograniczonej widoczności łatwo zabłądzić, a wtedy lepiej ......... nie myśleć o tym.

Schodzenie wbrew pozorom jest trudniejsze od wchodzenia. Trzeba uważać, aby nie przewrócić się. Praktycznie nie mogę liczyć na żadna pomoc - nawet komórka nie łapie sygnału.
Dziwny jest las zimą w śnieżnej scenerii. Latem zieleń grzeje, a zimą wszędzie biało i czarno i do tego jeszcze zimno. Jeszcze wybieram się do letniego "wodospadu".

No cóż niewiele widać z letniej scenerii - woda płynie gdzieś pod śniegiem.

No cóż zima też ma swoje uroki.

Wracam na szlak. Jeszcze kawałek.

Obserwuję zimny las. Powoli jestem trochę zmęczony. No cóż trochę zaszalałem.
Zimowa wędrówka to nie to co letnia.
W w góry nie sztuka wyjść, ale sztuka jest wrócić bez problemów.


Jeszcze ostatnie spojrzenie na las w którym wędrowałem.

No i Bacówka, a w niej gorąca herbatka i jedzonko. Chyba zasłużone.

Jeszcze te parę metrów.

Wędrówka zakończona. No może niezupełnie. Zaczął padać śnieg, a trzeba jechać autkiem na nocleg w Wetlinie.
Nocowałem we wspaniałym miejscu - ale to już temat na kolejną wędrówkę.

No cóż kochani mamy już Nowy Rok 2010. Jakoś dziwnie pisze się tą liczbę.
Życzę Wam
Zdrowia i szczęścia - bez tego ciężko żyć,
Wspaniałych wędrówek - aby było co wspominać,
Marzeń- o które warto walczyć,
Radości - z którą warto się dzielić,
Przyjaciół - z którymi warto wędrować , i

Nadziei , bez której nie da się żyć.
Tego wszystkiego na ten nadchodzący Nowy 2010 Rok
życzy
Wędrowiec z Pyrlandii

A ze swej strony obiecuję, że postaram się poprawić odnośnie częstotliwości ukazywania się kolejnych wędrówek.