sobota, 28 sierpnia 2010

Tutaj krążą jeszcze duchy Kargula i Pawlaka

Mam nadzieje, że chyba wszyscy z mojego pokolenia pamiętają żyjących w zgodzie rolników Kargula i Pawlaka. Będąc na południu Polski postanowiłem odwiedzić ich posiadłości wybierając się do Lubomierza - małej uroczej miejscowości położonej koło Lwówka Śląskiego.

Już z daleka widać wieżę kościoła i zabudowania - może tutaj kiedyś mieszkali.

No tak i krasula - tylko czyja ona jest - Kargula, czy Pawlaka; Pawlaka czy Kargula.

Nie będę sprawdzać, bo może okazać się, że należy jeszcze do kogoś trzeciego.
Wreszcie jestem w miasteczku. Piękna zabudowa zachowana z przeszłości - zabudowa miała szczęście - nie została zniszczona podczas wojny.

Miasto zachowało swój średniowieczny układ urbanistyczny.

Oczywiście jak w każdym mieście musi być ratusz - chyba w nim drzemie duch Kargula i Pawlaka.
Ale o tym za chwile. Najpierw trzeba zrobić rozeznanie.

No tak pręgierz jest. Powstał on wprawdzie w 1533 roku. Ale można go wykorzystać i dzisiaj. Obok "krzesełko" - jakby skazany był już bardzo zmęczony.

Kawałek dalej kolumna z barokową rzeźbą św.Maternusa [1717] - patrona klasztoru.
A z tyłu muzeum Kargula i Pawlaka.

Urocze są rynkowe kamieniczki. No ale czas odwiedzić szacownych gospodarzy.

Któż nie pamięta płotu. Albo projektorów do których zakładało się szpule z filmem. Robiłem to w szkole - wspaniała wymówka od lekcji, w której pomagali zaprzyjaźnieni nauczyciele - nie chciało im się po prostu nauczyć obsługi projektora.

No i szacowna Milicja Obywatelska - tylko w nazwie obywatelska. Dzisiejsza nie ma obywatelskości w nazwie, a więc problem z obywatelem ma z głowy - po prostu nie zajmuje się nim nadmiernie.

Kiedyś milicjant jeździł zdezelowanym motocyklem lub samochodem marki POLONEZ, a dzisiaj motocyklem marki.........., samochodem marki........ no i na koniach i rowerach. Też ciekawie.

No i główni bohaterowie - jak zwykle weseli - no może czasami mniej, a czasami bardziej.


Proszę zwrócić uwagę na wspaniale krzesła kinowe - ale były wygodne i skrzypiały. Na takim fotelu nie szło przespać nudnego filmu.


A teraz najciekawsze - pojawia się duch Kargula lub Pawlaka; Pawlaka lub Kargula. Tak pisze bo nie chce któregoś z nich obrazić. Duch pojawia się po raz pierwszy:
Godziny otwarcia muzeum:

24.06. - 06.07. - wtorek - piątek - 10.00 - 15.00
_____________sobota - niedziela - 10.00 - 14.00

_____________ poniedziałek - nieczynne


i uwaga - pełnia sezonu turystycznego - wakacje


07.07. - 20.07. - poniedziałek - piątek - 10.00 - 16.00

_____________sobota - niedziela - nieczynne


Czyżby już rozpoczęły się prace polowe. A potem [po 20.07.] ze względu na ich nawał muzeum zostanie zamknięte do zimy.


Miałem szczęście - akurat tej niedzieli, gdy byłem w Lubomierzu muzeum było wyjątkowo otwarte. Kto pilnował i kasował za bilety - może duchy Kargula i Pawlaka w damskiej postaci.

Ruszam na dalszy spacer po mieście - pozostałości przeszłości. Jak to ocalało do naszych czasów - nikt nie zamalował i nie obraził się.

Pewnie pilnują Pawlak z Kargulem i nie mogą uzgodnić, który ma zamalować. I niech tak zostanie.
Spacerując po miasteczku dochodzę do najcenniejszego zabytku - kościoła pod wezwaniem św.Maternusa i Wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Kościół - pierwotny gotycki powstał w XIV wieku. Z tego okresu pozostała wieża i fragment prezbiterium.

Kościół był wielokrotnie niszczony i przebudowywany. Na początku XVIII wieku miała miejsce gruntowna odbudowa.

Ołtarz barokowy z 1775 roku.



Wracamy kończąc spacer po mieście. Ma ono wiele uroku. I co ciekawe jest położone na zboczu - a więc rynek jest nachylony.

Jeszcze spojrzenie na Muzeum - no tak Pawlak z Kargulem dobrze pilnują swojej posiadłości.
Nawet ograniczają możliwości jej zwiedzania, gdy są wakacje. Po co jakiś turysta ma oglądać moje gospodarstwo.

No cóż czas powoli wracać malowniczymi uliczkami w otoczeniu rynku.

A po drodze jeszcze jedno miejsce po którym krążą duchy - ratusz. A może zostały uwięzione w wieży zegarowej

Wystarczy spojrzeć na ratuszowy zegar.

I sprawdzić, która jest godzina.

Tarcze zegarów, jak lustrzane odbicie - na jednym 16.55 [4.55], a na drugim 19.08 [7.08]. I na podstawie tego zegara proszę ustalić kiedy zwiedzać muzeum. Trzeba mieć trochę szczęścia - które mi dopisało.


A tak z drugiej strony wspominając losy Kargula i Pawlaka - żyją oni wśród nas do dzisiaj. I tak naprawdę do dnia dzisiejszego niewiele zmieniło się w mentalności Polaków.


Na zakończenie, aby nie obrazić włodarzy miasta informuję, ze spotkanie z duchami miało miejsce w biały dzień dnia 12 lipca 2008 roku i mam nadzieję, że od tego czasu władze dogadały się z Pawlakiem i Kargulem odnośnie godzin otwarcia muzeum oraz pracy zegarów na wieży ratusza.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Tutaj kiedys biegał na wakacjach.....

W tym roku mija 200 lat od narodzin Fryderyka Chopina. Z takiej okazji wypadałoby wpaść do miejsca związanego z tym polskim kompozytorem.


Wielokrotnie przejeżdżając w okolicach Golubia-Dobrzynia spotykałem drogowskaz kierujący do miejscowości Szafarnia. Niestety czas nie pozwalał tam dotrzeć. Aż pewnego razu stało się - dotarłem.......


W tej miejscowości Chopin przebywał na wakacjach u Dominika Dziewanowskiego w roku 1824 oraz 1825. Tutaj spotkał się z muzyka ludową, która potem przewijała się w jego twórczości. Tutaj podpatrywał życie na wsi. Najprawdopodobniej tutaj powstały pierwsze utwory.



Dojeżdżając do Szafarni spotykamy nie najpiękniejszą budowlę. W miejscu dawnego modrzewiowego dworku Dziewanowskich stoi dzisiaj eklektyczna budowla z końca XIX wieku, w której znajduje się Ośrodek Chopinowski.



Przed budowlą znajduje się popiersie Chopina odsłonięte w 2001 roku. Szkoda, że przedstawia dorosła osobę, a nie Fryderyka takiego jak tutaj przebywał. Niestety jako naród mamy swoje "standardy" wyobrażeń.


W pałacu jest sala koncertowa z ciekawym portretem Chopina i nie licząc parku jest to chyba najładniejsze miejsce. Pozwala na chwile zadumy. Tym bardziej, że w tle pojawia się muzyka Chopina.


Ciekawe są listy do Wilhelma Kolberga, który był najprawdopodobniej kolega młodego Fryderyka.


Też ciekawa postać.
Wilhelm Kolberg
(ur. w 1807 roku w Warszawie) - inżynier jeden z twórców i budowniczych Kanału Augustowskiego oraz kolei warszawsko-wiedeńskiej.


"Bujam w ogrodzie, a czasem chodzę. Chodzę do lasu, a czasem jeżdżę, notabene nie na koniu (...). Możem Cię już znudził, ale cóż robić."

Najciekawszą rzeczą w tym skromnym muzeum są listy małego Chopina do rodziców, w których opisywał codzienne życie okolicy. Pisane na wzór dziennikarskich relacji "Kuriera Warszawskiego" Fryderyk nazywał je "Kuryerem Szafarskim". Przedstawiają one opis najbliższego otoczenia. Poniżej kilka takich relacji przedstawionych z muzeum.


"Żyd pachciarz w Radzonem, wypuszczał w nocy ciele w szkody; kilka razy mu się udało, dnia zas 24 w nocy wilk przyszedł i zjadł bydle. Pan się cieszy, iż tym sposobem przypłacił swe niegodziwości".

Do Wilhelma Kolberga

Muchy mi często na wyniosłym nosie siadają, ale to mniejsza, bo to jest prawie zwyczajem tych natrętnych zwierzątek. Komary mnie gryzą, lecz to mniejsza, bo nie w nos."

Kuryer Szafarski 1824

"Dnia 30 m. i r.b. w oborze trzy dziwki sie pobiły. Dwie szczególniej, uzbrojono węborkiem [wiadro na wodę] i skopkiem [drewniane wiadro na mleko], biły trzecia bezbronną, a lubo i ta ku końcowi dostała i skopek i węborek".


Zastanawiam się, skąd u małego Fryderyka i daleko od Poznania - pojawiło się typowe poznańskie określenie wiadra - wymborek.

Kuryer Szafarski 1824

"Dnia 2 m. r.b. w Biułkowie wszczęła się między psem, a kotem o kawałek na drodze leżącego mięsa zacięta bitwa. Obydwaj męże z nieustraszonym walczyli umysłem; zapach mięsa wzbudzał męstwo, a apetyt zazdrość wzajemną".

Kuryer Szafarski 1824

"W Dulniku wilk zjadł na kolacje owcę. Stroskani opiekunowie pozostałych jagniąt oferują temu ogonek i uszy, ktoby wilka złapał, związał i przywiózł na inkwizycja radzie familijnej."


"W Bodzeńcu lis zjadł dwóch bezbronnych gąsiorów; kto by go złapał niech raczy uwiadomić sąd bochenecki; który niezawodnie podług praw i przepisów zbrodniarza ukarze".

Do Rodziców

"Jeżdżę prawie co dzień na wozie. Książki śpią bo piękna pogoda. Osiem kąpieli wziąłem, ostatnio juz prawie z samego wywaru. Wszystkie dzieci ściska serdecznie. Mamie i Papie nóżki i rączki. Serdecznie całuję najprzywiązawszy Syn F.Chopin".

No cóż mały Fryderyk był wspaniałym obserwatorem wiejskiego życia. I kto pomyślałby wtedy, że swoje obserwacje przeniesie na pięciolinię.


Krótki spacerek po salach muzeum, gdzie jest przedstawiony fragment dzieciństwa wielkiego polskiego kompozytora.

No i na zakończenie spacer po parku. Jedynie drzewa pamiętają pobyt Fryderyka w tym miejscu.

Od strony parkowego stawu pałacyk wygląda ciekawiej.

A ty Kociaczku pamiętasz Fryderyka? A czy wiesz kogo pamiętają te drzewa? Kto spędzał czas w ich cieniu? Ej tam. Masz inne zajęcie - złapać coś na obiadek.


No cóż powoli czas ruszać w dalsza drogę.

Jeszcze ostatnie spojrzenie na pomnik.


I ruszam w dalszą podróż zostawiając wspomnienia. A z drugiej strony nasuwa się refleksja. Fryderyk Chopin pomimo, że był niezwykłym kompozytorem, był po prostu normalnym dzieciakiem.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Bieszczadzka Kapliczka

Wędrując po Bieszczadach często przemieszczam się samochodem. Wielokrotnie przejeżdżałem drogą Terka - Dołżyca. Chyba najpiękniejsza szosa w Polsce. Wije się wśród gór razem z rzeką Solinka.

Kiedyś droga ta była tak dziurawa, że jazda nią rowerem była niebezpieczna, a co dopiero samochodem. Pozwalało to na podziwianie okolicy oraz wspaniałych dziur w szosie. Dzisiaj jest to niestety piękna asfaltowa droga, która nie pozwala na podziwianie otoczenia.

Wielokrotnie jeżdżąc tą drogą obserwowałem małą kapliczkę przy drodze nad urwiskiem opadającym do rzeki Solinka. W ubiegłym roku nocując w Leśnym Dworze w Wetlinie [temat na oddzielna wędrówkę] przeglądając przewodniki i gazety dotyczące Bieszczad natrafiłem na dwie przedziwne historie powstania tej kapliczki.

Według pierwszej dziedzic pobliskiej wsi Terka Michał Krajewski w 1896 roku wracał z Cisnej albo z odpustu w Łopience. Wóz był powożony przez pijanego woźnice - Jakuba. Bryczka stoczyła się po 80 m skarpie, ale oboje wyszli z tego bez uszczerbku dla zdrowia. Dziedzic z podzięce za ocalenie ślubował wystawić kapliczkę, co tez uczynił w parę tygodni od zdarzenia.

Według miejscowych ludzi kapliczka ta jest nazywana "Kibakową". Nazwa wiąże się z woźnicą, który w 1848 roku jechał wozem zaprzężonym w woły z Jaworca do pobliskiej wsi Polanka. Gdy w najwyższym miejscu na urwiskiem droga zwężała się maszerowały nią carskie oddziały wojskowe wysłane do tłumienia powstania na Węgrzech. Żołnierze przestawili przeszkadzający wóz na skraj drogi nad urwisko - wóz runął na dół, a woźnica cudownie ocalał. W podziękowaniu za ocalenie wystawił kapliczkę.

Nie ulega wątpliwości, że w 1896 roku była tutaj murowana kapliczka, przy której zatrzymywali się ludzie wędrujący do cudownego obrazu Matki Boskiej Łopieńskiej. Modlili się o szczęśliwy powrót do domu.

W sąsiedztwie kapliczki jest wspaniałe, a zarazem wiejące grozą 80 metrowe urwisko nad rzeką Solinką. Wielokrotnie przejeżdżałem tutaj autkiem i rowerkiem wędrując do doliny Łopienki lub do Sinych Wirów w dolinie Solinki lub też na ukochane Połoniny. Jeździłem tutaj również zimą.

Stając podziwiałem piękno, a zarazem grozę tego miejsca.

Szczególnie jadąc rowerem - gdyż wtedy góry szczególnie są groźne i łatwo dają się ponieść swojej magii - po prostu wciągają do siebie.



Nawet w czasach, gdy wysiedlono ludzi z pobliskich wsi zawsze kapliczka była zadbana i paliły się świeczki.

Zatrzymujący się przy niej wędrowcy proszą o oraz dziękują za szczęśliwy powrót do domu.

Latem zatrzymują się turyści by zadumać się nad swą życiową wędrówką.

Jednym z nich była Pani Wiesława Kwinto-Koczan, która zostawiła wiersz:



Kapliczka Szczęśliwego Powrotu


Na wysokim piętrze

Jakby szykując się do lotu

Stromym daszkiem nakryta

Kapliczka Szczęśliwego Powrotu



Pod nią rzeczne wiry

Po kamieniach brzęczą

Wędrowcy świece palą

Z wiadoma intencją



"Pozwól wrócić do domu

Z bieszczadzkich wykrotów

Matko Boża z Kapliczki

Szczęśliwych Powrotów"



...............................................................................

No cóż wędrując po górach często myślę o powrotach - można zastanawiać się tylko gdzie - do domu czy do gór - ale najważniejsze, aby były to szczęśliwe powroty.