wtorek, 21 czerwca 2011

Rozliczenie - cz.III - to czego nie lubie w górach

Są rzeczy których w górach nie lubię, ale o tym za chwile.

Po paru godzinach wędrówki dotarłem na Krzemieniec (Kremenaros - nazwa węgierska) - górka może niewysoka, ale... no właśnie tutaj krzyżują się trzy granice - Ukraińska, Słowacka i Polska.

Do tego miejsca wędrówka przebiegała samotnie - no może niezupełnie - spotkałem grupkę 6-ciu osób z która witałem się jak ze starymi znajomymi. Po paru godzinach samotnej wędrówki miło kogoś spotkać.

Tutaj zaczyna się tłum. Wszyscy chcą dojść do tego miejsca.
Trzeba jeszcze dodać, że jest to najwyższy szczyt Bieszczad Słowacki i najbardziej wysunięty na wschód punkt Słowacji.

W dół szlak schodzący na Słowację.
Ta droga jeszcze przed chwila szedłem.


Tutaj łącza się równie trzy obszary chronione, razem tworzące Międzynarodowy Rezerwat Biosfery „Karpaty Wschodnie": Bieszczadzki Park Narodowy, słowacki Park Narodowy „Połoniny" oraz ukraiński Użański Park Narodowy. Po tym ukraińskim chodziłem trzy tygodnie temu.

Jakże inaczej wygląda granica polsko-słowacka od polsko-ukraińskiej.

Na jednej małe słupki - na drugiej wielkie slupy za które nie wolno przechodzić.

Jeszcze ostatnie spojrzenie na kamienny obelisk i trzeba ruszać dalej.

Najpierw małe zejście.
A potem niewielkie podejście na Wielka Rawke.

Na Wielkiej Rawce chwila odpoczynku i zadumy nad górami. Uwielbiam te przestrzenie i to jest chyba tą nagroda za pot pozostawiony w górach.

Bieszczadzkie Anioły doceniają ten pot dając nam ta wspaniałą nagrodę.



Ponadto te niebiański malarz, który maluje obłoki na niebie. Niesamowite i co chwile można podziwiać inne malunki. A może to Bieszczadzkie Anioły.







Widok w kierunku Szerokiego Wierchu - najwyższej części gór w Bieszczadach.

Jeszcze parę godzin temu, gdzieś tam daleko wędrowałem.


Szczyt Wielkiej Rawki.
Do Rabiej Skały ponad 5 godzin - to już mam za sobą.
Do Ustrzyk Górnych jeszcze dwie godziny - to co najgorsze w górach - strome zejście po całym dniu wędrówki. Nie cierpię tego.

Nagrody przed karą za pałętanie się po górach - wspaniałe panoramy z Wielkiej Rawki.


Jeszcze ostatnie spojrzenie i ...........
Wchodzę do lasu. Wreszcie cień, ale i męczące zejście. Nie lubię tego - wole podchodzić.



Miejscami, aby ułatwić zejście ułożono brukowane deskami chodniki - nie wiem czy to ułatwia. Mnie tam po całodziennej wędrówce jest już obojętnie.

Po męczącym zejściu można opłukać się w zimnej wodzie strumyka. Ale najpierw trzeba dojść do właściwego miejsca. Bieszczadzkie strumyki często są trudno dostępne, gdyż płyną w głębokich i gliniastych wąwozach.

Ładnie to wygląda, ale o napiciu się i opłukania można pomarzyć.



Wreszcie mostek i odpowiednie miejsce na odpoczynek.






Ostatnia prosta - najgorsze, co może być. Ostatnie cztery kilometry trzeba maszerować szosą wśród samochodów.

Nogi bolą. Marzymy o piwku i czymś do przegryzienia, a tu trzeba uważać na pędzące autka, które nie rozumieją zmęczonego wędrowca. Tego nie cierpię.

I tak skończyła się wędrówka po Bieszczadach. Odbyłem ja rok temu. Zakończyła ona moje wieloletnie wędrowanie po Bieszczadach Wysokich. Obszedłem prawie wszystkie szlaki tego regionu.

W tym roku chyba tam nie zawitam, a jeszcze chciałbym powędrować w okolicach Chryszczatej i nie tylko. No cóż brak czasu, a jeszcze pozostało tyle miejsc, których nie zobaczyłem i chyba już nie zdążę.

Za parę dni będę wędrować po Beskidzie Niskim, a potem znów wracam na Huculszczyznę - Czarnohora i Gorgany.


O tym będzie w którejś z kolejnych wędrówek. A teraz znów dwutygodniowa przerwa.

sobota, 11 czerwca 2011

Rozliczenie - cz.II - odpoczynek

W poprzednim odcinku wędrowałem na Rabią Skałę. Było to praktycznie cały czas podejście. Potem już był tylko odpoczynek. Można zachwycać się widokami i otaczająca przyrodą.


O i miejsce na odpoczynek, ale nie ma zbyt wiele czasu - do celu jeszcze daleko.

Mijam łąki. Podejścia już nie są męczące.

W dali kolejne wzniesienie do pokonania.

Orientacje odnośnie drogi do celu ułatwiają słupki graniczne. Można po nich zorientować się ile jest jeszcze do pośredniego celu czyli Krzemieńca [miejsca, gdzie łączą się trzy granice].

Teraz zszedłem niżej i chwila wytchnienia w cieniu lasu.


Ale piękne grzybki - może nie do jedzenia - ale mi to nie przeszkadza. Na grzybach znam się tylko wtedy, gdy są na talerzu.

I znów widoki na rozległe przestrzenie. Jest to niesamowity urok gór - nagroda za zmęczenie i pot.

I kolejny grzybek.

Niesamowita jest różnorodność drzew a właściwie ich pni. Niektóre mają bajeczne kształty.

Znów cień lasu. A więc i można odpocząć od słoneczka.


Wreszcie woda. Co za radość. Jest to chyba najcenniejsza rzecz na tej trasie. Od wyjścia z Wetliny praktycznie nie było wody - oprócz własnych zapasów, które już były na ukończeniu. Teraz można je uzupełnić.



"Siodło pod Czerteziem" - praktycznie jedyna woda na całej długiej trasie.

Ale na tej trasie oprócz lasu najpiękniejsze są kwiatki na łąkach. Niesamowita różnorodność. Niemożliwe przechodzić obok nich obojętnie.





I znów leśna ścieżka wzdłuż granicy.


Drogowskazy pokazujące drogę. Do Rabiej Skały - około 3 h, a do celu pośredniego około 2 h. Kiedyś niemożliwe było chodzenie tą ścieżką. Tutaj przebiegała granica z zaprzyjaźnionym państwem zwanym Czechosłowacja i trzeba było pilnować tej wielkiej przyjaźni.
I znów kwiatki patrzące ze zdziwieniem kto zakłóca im ciszę. Podczas dotychczasowej wędrówki nie spotkałem nikogo. Sam na sam z przyrodą.





Szczyt Czertezia - chyba jednak czasem ktoś tu bywa i zostawia te śmieci. Nie można ustalić kto to jest - z Polski czy ze Słowacji. Chyba jednak to drugie - bo ze Słowacji prowadzi tutaj szlak z dołu.

"Uwaga granica państwowa" - jak ta tablica jeszcze się uchowała.
Większość tablic została zdementowana przez kolekcjonerów na pamiątkę.

Wspomnienia wojenne - mogiła poległego żołnierza radzieckiego.



I znów wędrówka połoninami.




I te wspaniałe widoki - jakby to było dobrze być ptakiem.



A to co - nie wiem. Ale jak ten dziwny obiekt tutaj znalazł sie.
W dali Wielka Rawka - za parę godzin tam będę - ale o tym w następnej wędrówce.

Powoli zbliżam się do Krzemieńca - miejsca styku trzech granic. O tym będzie następna wędrówka.

Niestety za tydzień znów będzie przerwa - rowerek i kolejne wyścigi dla zabawy. Mam nadzieje, że tym razem nie będę miał pecha. Podczas ostatnich dwa razy złapałem gumę. Może to zemsta Nałęczowa za to, że tam jeszcze nie byłem. Albo zemsta Bieszczadzkich Aniołów za to że nie odwiedzam ich. Tym razem tydzień temu odwiedziłem, a więc mam nadzieje ze klątwa została cofnięta.

Będąc na rowerku w Nałęczowie robiłem zdjęcia z zawodów - postaram się zamieścić je jak najszybciej.