niedziela, 23 stycznia 2011

Zaklęte Miasto - część I

Parę lat temu wykonując swoje czynności zawodowe późnym popołudniem wybrałem się do Zaklętego Miasta. Oto ono.

Pewnie większość odwiedzającym mój blog wie gdzie to jest. Tym którzy nie wiedza przypominam - najwyższy szczyt Gór Stołowych Szczeliniec. Ma niecałe 1000 m wysokości - oczywiście nad poziomem morza.

Rozpoczynając wędrówkę do Zaklętego Miasta przechodzimy koło tablicy poświęconej Franciszkowi Pabel.

Ciekawa to postać i zasłużona dla tego miasta. Franciszek był mieszkańcem pobliskiego Karłowa. To on wyznaczył i praktycznie wykonał drogę wejściową do miasta.

Udostępnił on cześć góry żołnierzom pruskim celem ufortyfikowania. Jednak po wizycie na szczycie króla Fryderyka Wilhelma II z dworem zaprzestano budowy fortyfikacji. Wyznaczenie drogi dało jednak początek odwiedzin tego Zaklętego Miasta przez dygnitarzy i turystów.

Po kolejnej wizycie króla Franciszek został mianowany na przewodnika i kasjera Zakletego Miasta. Został on chyba pierwszym przewodnikiem w Sudetach.

Był on dobrym gospodarzem. Zebrane pieniądze przeznaczył na budowę schodów wejściowych i utrzymanie chodników w tym dziwnym mieście. Niestety schody zostały zniszczone po II Wojnie Światowej. Odremontowano je i udostępniono w 2000 roku.

Powoli wspinamy się do góry - niestety windy nie ma.

Należy jeszcze dodać, że pierwszym człowiekiem który odwiedził Zaklęte Miasto był jezuita, a miało to miejsce w roku 1576. W tych czasach wymagało to odwagi i samozaparcie.

Idąc do właściwego miasta mijamy grupy skałek. Musiał je rzucać jakiś zwariowany diabeł lub potwór - był on jednak również artystą.

Ulice są coraz piękniejsze i bardziej tajemnicze.

Przechodząc koło skałek zastanawiam się kto w nich siedzi - może skamieniali mieszkańcy miasta.

A patrząc inaczej - komu chciało się wnosić na górę tak wielkie kamienie i jeszcze artystycznie je układać.
Widocznie był taki.

A tu kładka dla odważnych.

A tutaj mała drabinka.


A tutaj strażnik - a może to Franciszek wydający zgodę za wejście. Po prostu patrz jak kto wygląda po zaliczeniu klatki schodowej i decyduje, czy może iść dalej celem uiszczenia opłaty.

Rozmaitość form utworzonych przez skały i drzewa jest niesamowita - w każdy miejscu są inne widoki i inna sceneria.

A tutaj Gołąbek Pokoju - a może to Duch Święty sprawujący opiekę nad wędrowcami.


A tutaj jakaś paszcza - trzeba uważać, aby nie zakończyć wędrówki w kamiennym brzuszku.

O - nawet chodnik - aby nie pobrudzić sobie bucików. To pewnie dla tych co mają szpileczki na nogach - a latem bywają tutaj tacy.

OOOOOOOOOO - i niedojrzałe jagódki - a szkoda.

A tutaj zdrowotny i dietetyczny deser - jagódki dojrzałe - ale bez cukru i śmietanki. Dobre i to.


No a teraz czeka nas przejście przez Ucho Igielne - próba dla Pań ....... oraz dla Panów z przerostem mięśnia piwnego. Po przejściu tej próby mieszkańcy podejmują decyzję czy przybysza wpuścić do miasta.

No i wreszcie - po przejściu ponad 650 stopni celem spalenia nadmiaru tłuszczu - Panie oraz Ci co nie mają przerostu mięśnia piwnego mogą zaspokoić pragnienie.
Schronisko NA SZCZELIŃCU - wybudowane w 1845 roku. Jest to jedyne schronisko w Sudetach do którego nie ma drogi dojazdowej.

Tablica upamiętniająca Pana Franciszka.


Tablice upamiętniające pobyt Wolfganga Goethe w 1790 oraz prezydenta Stanów Zjednoczonych w sierpniu roku 1800 - John`a Adamsa. Prowadził go przewodnik z latarnią. W swym pamiętniku z tej podróży prezydent tak opisał to miejsce "Ten szereg skał rozciąga się na osiem lub dziewięć mil angielskich zaczyna i kończy sie tak nagle, że wygląda jak korona na szczycie góry".
Z urwiska przed schroniskiem roztacza się wspaniały widok na czeska część Gór Stołowych.

Samo schronisko jest niesamowicie położone i widoki z jego tarasu robią wrażenie.








No cóż po opłaceniu należności zastępcy Pana Franciszka ruszam w dalszą drogę po ulicach tego miasta.


Chodnik przyzwoity - wyłożona deskami bez dziur. Chyba lepiej niż na niejednym chodniku.



Tutaj po ulicy szwendają się Kaczęta.

No cóż dotarliśmy do ulic Zaklętego Miasta i należy wędrówkę przerwać - lecz nie na reklamę jak ma to miejsce podczas emisji serialu - na jej ciąg dalszy zapraszam za tydzień.

sobota, 8 stycznia 2011

Nadbużańskie wspomnienia - jesienna wędrówka

Ostatnio często jeździłem do Janowa Podlaskiego w sprawach zawodowych, ale nie do stadniny. Okolice są wspaniałe - szczególnie te nad Bugiem. Często po pracy lubiłem wsiąść na rowerek i choć na chwilę pojechać nad Bug - poobserwować przyrodę oraz krajobraz zachodzącego słońca.

Tereny nad tą rzeka maja w sobie coś tajemniczego.

Te same miejsca można oglądać w różnych porach roku oraz dnia.

I zawsze wyglądają inaczej.

Dla mnie rejony nad Bugiem należą do najpiękniejszych w Polsce.........

i mogą z powodzeniem konkurować z Bieszczadami.

A może i tutaj są Anioły.

Rozlewiska rzeki wraz z roślinnością stwarzają niepowtarzalna atmosferę. Szczególnie wieczorem.
Do zdjęć należałoby jeszcze dodać odgłosy przyrody - śpiew ptaków w scenerii zachodzącego słońca.


No i wreszcie sama rzeka. Dla mnie niekoronowana Królowa Polskich Rzek.

Jak ktoś nie wierzy to zapraszam.

Kto raz tu zabłądzi to będzie wracać kolejne razy.

A może to zasługa wodnych Rusałek lub Nimf.

Powoli zmienia się sceneria.

Zachodzące słońce ustępuje miejsca nocnym barwom.

Powoli czas wracać.

I pożegnać Nadbużańskie Anioły, Nimfy i Rusałki.

Dobranoc.