sobota, 11 czerwca 2011

Rozliczenie - cz.II - odpoczynek

W poprzednim odcinku wędrowałem na Rabią Skałę. Było to praktycznie cały czas podejście. Potem już był tylko odpoczynek. Można zachwycać się widokami i otaczająca przyrodą.


O i miejsce na odpoczynek, ale nie ma zbyt wiele czasu - do celu jeszcze daleko.

Mijam łąki. Podejścia już nie są męczące.

W dali kolejne wzniesienie do pokonania.

Orientacje odnośnie drogi do celu ułatwiają słupki graniczne. Można po nich zorientować się ile jest jeszcze do pośredniego celu czyli Krzemieńca [miejsca, gdzie łączą się trzy granice].

Teraz zszedłem niżej i chwila wytchnienia w cieniu lasu.


Ale piękne grzybki - może nie do jedzenia - ale mi to nie przeszkadza. Na grzybach znam się tylko wtedy, gdy są na talerzu.

I znów widoki na rozległe przestrzenie. Jest to niesamowity urok gór - nagroda za zmęczenie i pot.

I kolejny grzybek.

Niesamowita jest różnorodność drzew a właściwie ich pni. Niektóre mają bajeczne kształty.

Znów cień lasu. A więc i można odpocząć od słoneczka.


Wreszcie woda. Co za radość. Jest to chyba najcenniejsza rzecz na tej trasie. Od wyjścia z Wetliny praktycznie nie było wody - oprócz własnych zapasów, które już były na ukończeniu. Teraz można je uzupełnić.



"Siodło pod Czerteziem" - praktycznie jedyna woda na całej długiej trasie.

Ale na tej trasie oprócz lasu najpiękniejsze są kwiatki na łąkach. Niesamowita różnorodność. Niemożliwe przechodzić obok nich obojętnie.





I znów leśna ścieżka wzdłuż granicy.


Drogowskazy pokazujące drogę. Do Rabiej Skały - około 3 h, a do celu pośredniego około 2 h. Kiedyś niemożliwe było chodzenie tą ścieżką. Tutaj przebiegała granica z zaprzyjaźnionym państwem zwanym Czechosłowacja i trzeba było pilnować tej wielkiej przyjaźni.
I znów kwiatki patrzące ze zdziwieniem kto zakłóca im ciszę. Podczas dotychczasowej wędrówki nie spotkałem nikogo. Sam na sam z przyrodą.





Szczyt Czertezia - chyba jednak czasem ktoś tu bywa i zostawia te śmieci. Nie można ustalić kto to jest - z Polski czy ze Słowacji. Chyba jednak to drugie - bo ze Słowacji prowadzi tutaj szlak z dołu.

"Uwaga granica państwowa" - jak ta tablica jeszcze się uchowała.
Większość tablic została zdementowana przez kolekcjonerów na pamiątkę.

Wspomnienia wojenne - mogiła poległego żołnierza radzieckiego.



I znów wędrówka połoninami.




I te wspaniałe widoki - jakby to było dobrze być ptakiem.



A to co - nie wiem. Ale jak ten dziwny obiekt tutaj znalazł sie.
W dali Wielka Rawka - za parę godzin tam będę - ale o tym w następnej wędrówce.

Powoli zbliżam się do Krzemieńca - miejsca styku trzech granic. O tym będzie następna wędrówka.

Niestety za tydzień znów będzie przerwa - rowerek i kolejne wyścigi dla zabawy. Mam nadzieje, że tym razem nie będę miał pecha. Podczas ostatnich dwa razy złapałem gumę. Może to zemsta Nałęczowa za to, że tam jeszcze nie byłem. Albo zemsta Bieszczadzkich Aniołów za to że nie odwiedzam ich. Tym razem tydzień temu odwiedziłem, a więc mam nadzieje ze klątwa została cofnięta.

Będąc na rowerku w Nałęczowie robiłem zdjęcia z zawodów - postaram się zamieścić je jak najszybciej.

1 komentarz:

kozterka pisze...

"Jak dobrze nam zdobywać góry
I MLODA, piersią chłonąć
wiatr...",
co prawda w piosence jest dalej o Tatrach,ale gory...to zawsze gory..
a do odbycia tak dlugiej wedrowki/jedna wedrowka-trzy wpisy na blogu/
trzeba mlodym byc :)).