niedziela, 3 stycznia 2010

Mała Rawka - zimowa zdobycz

Kochani, czytający moje wypociny i czekający na nowe. Przepraszam za przerwę grudniową. Niestety grudzień był dla mnie burzliwy. Jednemu z tych burzliwych wydarzeń poświęciłem oddzielna wędrówkę. Potem przez resztę miesiąca nadrabiałem zaległości.


Niestety czas jest towarem którego nie można kupić - oj z chęcią bym skorzystał z takiej możliwości. Może ktoś mi sprzeda - choć odrobinę.
Obiecuje, że w Nowym Roku postaram się nadrobić zaległości.


Dzisiaj zapraszam na bieszczadzką wędrówkę, jaką odbyłem prawie rok temu.

Pewnego marcowego dnia przy okazji załatwiania spraw zawodowych zostałem na dwa dni w Bieszczadach. Niestety jak zwykle zimą miałem wybitnie dobrą pogodę. Wprawdzie nie wiało, ale była mgła.
Najpierw wbiegłem na Połoninę Wetlińska. Zszedłem na dół...
i co robić dalej z tak rozpoczętym dniem.
Jeszcze jest jasno - a pogoda zimowa.

Ale przecież jestem w górach.

Wpadłem na zwariowany pomysł.
Latem - parę lat temu - byłem na Wielkiej Rawce [w ubiegłym roku chciałem latem przejść od Rabiej Skały do Ustrzyk Górnych - niestety zabrakło czasu]. Po drodze jest Mała Rawka. A idąc na Małą Rawkę przechodzimy koło "wodospadu". A może tak pójść tam zimą. No i decyzja zapadła. Podjechałem autkiem na parking [biedne to moje autko] i dalej piechotką w zimowej scenerii.


Gdzieś tam jest cel mojej wędrówki.

Z mgły wyłaniają się zarysy szczytów. Tradycyjna moja pogoda - czy kiedyś zobaczę Bieszczady w zimowej szacie oświetlone słońcem.

Bacówka pod Małą Rawką - przelatuję koło niej jak ekspres. Na jedzenie za wcześnie.

No i wędrówka ...............

Ale cisza. Nikogo nie widać. Sądząc po śladach niewiele osób wędrowało ta trasą.

Tutaj można wypocząć.

Powoli wspinam się do góry. Po prawej stronie leśny "wodospad".

A może pójść tak na szczyt. Zapada decyzja. Mam półtorej godziny czasu - jeśli zdążę wejść to dobrze, a jeśli nie - trudno - trzeba będzie cofać się na tarczy [właściwie to zjeżdżać].

Podejście coraz stromsze. I ta zimna, a wręcz lodowata sceneria.

Las w każdym miejscu jest podobny. Tak jak i cisza. Aż dudni w uszach. I nie widać nikogo. Nawet zwierząt nie widać. Pewnie siedzą w swoich ciepłych domkach i obserwują mnie, a właściwie Wariata.

No las kończy się. Świadczy to o tym, że niedaleko do szczytu. Zaczyna padać śnieg i wiać wiatr zasypujący ślady.

No i wreszcie szczyt.

Po godzinnej wędrówce i pokonaniu około 300 m wysokości docieram do celu
Mała Rawka 1272 m n.p.m.
Najwyższy szczyt zdobyty zimą.

Nieźle wieje i niestety niewiele widać. Przypominam sobie letnią drogę na Wielką Rawkę. latem 15 minut drogi, ale teraz............. A do tego wiatr zasypujący ślady śniegiem.

Rozglądam się.
Oj szkoda, że wieje. Gdyby była inna pogoda poszedłbym na Wielka Rawkę.


Krzaczki w lodowej szacie.

No cóż trzeba wracać. Póki jeszcze widać ślady. W tym terenie i przy ograniczonej widoczności łatwo zabłądzić, a wtedy lepiej ......... nie myśleć o tym.

Schodzenie wbrew pozorom jest trudniejsze od wchodzenia. Trzeba uważać, aby nie przewrócić się. Praktycznie nie mogę liczyć na żadna pomoc - nawet komórka nie łapie sygnału.
Dziwny jest las zimą w śnieżnej scenerii. Latem zieleń grzeje, a zimą wszędzie biało i czarno i do tego jeszcze zimno. Jeszcze wybieram się do letniego "wodospadu".

No cóż niewiele widać z letniej scenerii - woda płynie gdzieś pod śniegiem.

No cóż zima też ma swoje uroki.

Wracam na szlak. Jeszcze kawałek.

Obserwuję zimny las. Powoli jestem trochę zmęczony. No cóż trochę zaszalałem.
Zimowa wędrówka to nie to co letnia.
W w góry nie sztuka wyjść, ale sztuka jest wrócić bez problemów.


Jeszcze ostatnie spojrzenie na las w którym wędrowałem.

No i Bacówka, a w niej gorąca herbatka i jedzonko. Chyba zasłużone.

Jeszcze te parę metrów.

Wędrówka zakończona. No może niezupełnie. Zaczął padać śnieg, a trzeba jechać autkiem na nocleg w Wetlinie.
Nocowałem we wspaniałym miejscu - ale to już temat na kolejną wędrówkę.

No cóż kochani mamy już Nowy Rok 2010. Jakoś dziwnie pisze się tą liczbę.
Życzę Wam
Zdrowia i szczęścia - bez tego ciężko żyć,
Wspaniałych wędrówek - aby było co wspominać,
Marzeń- o które warto walczyć,
Radości - z którą warto się dzielić,
Przyjaciół - z którymi warto wędrować , i

Nadziei , bez której nie da się żyć.
Tego wszystkiego na ten nadchodzący Nowy 2010 Rok
życzy
Wędrowiec z Pyrlandii

A ze swej strony obiecuję, że postaram się poprawić odnośnie częstotliwości ukazywania się kolejnych wędrówek.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Niech twoja praca przynosi obfite owoce
wiele jest ścieżek, Ty jedną z nich wybrałeś
trudna to i piękna droga niesie daleko
zostawisz po sobie ślady,
zostawię ci kilka słów z wiersza
nie ważne czy jesteśmy młodzi czy starzy
pod siwiejącymi włosami namiętność się żarzy
serce do śmierci się unosi o ciepły dotyk prosi .
Tak widzę twoje wędrówki kochasz to co ciebie otacza.

Anonimowy pisze...

Zima ma swoje uroki!Cudne krajobrazy.

Anonimowy pisze...

Piękna ta zima w Bieszczadach, ale zdecydowanie wolę lato. Dziękuję za wspaniałe zdjęcia.

Unknown pisze...

O takiej zimie marza Ci co mieszkaja w Angli.

I tez Ci co sa tu na wakacjach.

Buziaki

Ewa Iza i Jason!!!

T.K. pisze...

Opisales te wedrowke tak,ze nie sposob-podczas czytania-nie odczuwac emocji.
Ja mam kilka zimowych podejsc/najwyzsze na Babia Gore/,ale zawsze w grupie.
Ty chodzisz sam.Nazywasz siebie Wariatem.
Z pewnoscia jest spora doza szalenstwa w zimowych podejsciach w pojedynke !
Ale jak juz wszystko dobrze sie skonczy,to nie ma co analizowac,co by bylo gdyby...Bo i po co ?