Parę lat temu po problemach zdrowotnych zacząłem jeździć rowerkiem. Najpierw osiągnięciem było przejechanie 10 km. A dzisiaj ................. 100 km nie stanowi problemu.
W zeszłym roku pierwszy raz wystartowałem w maratonie rowerowym. Pierwsza impreza była we Wrocławiu.
Po przyjeździe trzeba przygotować rower, a inaczej nazywając wypakować go z samochodu i złożyć. Na przygotowanie był czas w domku.
Nie byłem sam z "folkloru" - ale wszyscy bawią się. Przynajmniej Ci którzy nie jeżdżą wyczynowo. Moje cele są trochę dziwne - dojechać do mety i nie być na pudle od końca .
Trasa różnie przebiegała.
Ale jechało się fajnie.
Oj znowu ktoś mnie dogania i pewnie zaraz przegoni. Tak to już bywa.
No i ostatnia prosta do mety. No cóż bylem 23 [oczywiście od końca] na 788 zawodników startujących. A więc cel został osiągnięty.Parę tygodniu później znów odbiło mi - pojechałem na maraton do Olsztyna. Cele takie same jak we Wrocławiu.

Trasa była zdecydowanie ładniejsza i bardziej urozmaicona. Były piaski.
I drogi polne.
I trochę asfaltu.
No i jak przystało na Mazury - było również trochę wody - bo w nocy padało.
Ale to mi nie przeszkadzało.
Była po prostu fajna zabawa.
W zawrotnym tempie zmierzam do mety.
No cóż i tym razem osiągnąłem cel. No mety dojechałem i byłem 23 - oczywiście od końca - na 303 startujących.Potem tego roku startowałem jeszcze raz - zbierałem doświadczenie.
A ten rok lepiej nie mówić. Startowałem już 5 razy i za tydzień czeka mnie ostatnia zabawa tegoroczna. No cóż trasy były coraz trudniejsze, a mnie prześladował trochę pech. Na jednej imprezie złapałem jeden raz gumę [ale 3 km przed metą], a na innej dwa razy. Ale za każdym razem dojechałem do mety i nie byłem ostatni - choć raz byłem na pudle - jak złapałem dwa razy gumę - i widziałem quada z napisem koniec. Ale pomimo tego wszystkiego w klasyfikacji generalnej dla mojej grupy wiekowej jestem 10, a więc nie najgorzej. Może po ostatniej imprezie będzie trochę lepiej - okaże się.
Traktuje to jako dobra zabawę. Uważam, że po moich przejściach zdrowotnych taka zabawa jest i tak sukcesem.
Oczywiście następny wpis będzie za dwa tygodnie [za tydzień startuję na rowerku w Kwidzynie] i obiecuję, że już rowerek zejdzie trochę na drugi plan i kolejne wędrówki będą ukazywać się systematycznie.
I jeszcze jedna uwaga - tym razem zdjęcia nie są mojego autorstwa. Po prostu nie można jechać rowerkiem i robić zdjęcia.
