Szlaki już powoli zaczynają być znakowane. Ale w tym terenie najbardziej widoczne są drogowskazy. Ten wskazuje drogę na Stih - wędrówka jednak pomija to wzniesienie.
Podziwiając wspaniałe widoki powoli idziemy grzbietem. Należy pamiętać, że tego dnia był upał, a więc wędrówka nie należała do łatwych ze względu na brak wody. Jednak widoki wynagradzały uciążliwości. No i oczywiście nadzieja, że na końcu będzie piwko.
Kolejna górka - Wielki Kocioł 1770 m n.p.m. - po Bliźnicy najwyższe wzniesienie na trasie. Chwila odpoczynku.
I ruszamy w dalsza drogę.
Nawet po drodze są łaty sniegu - dla ochłody. Tylko komu chce się schodzić, aby powtórnie podchodzić.
Połonina Mencuł - trudno ja porównywać do naszych połonin bieszczadzkich. Położona znacznie wyżej - około 1600 - 1700 m n.p.m. - oraz znacznie większa.
Mijamy małe jeziorka - niestety woda nie nadaje się do picia. Przynajmniej nie ryzykowałem. jeszcze nie było tak źle z wodą w plecaku.
Wędrówka połoniną powoli dobiega końca. Czas rozpocząć zejście.
Ostatnie spojrzenia na panoramy. Nieodłącznym elementem krajobrazu są uschnięte zarośla. Mają one swój urok - szczególnie w słoneczny dzień, gdy ich biel odbija wyraźnie na tle zieleni.
Jeszcze ostatnie widoki "przestrzenne" i ...............
zaczyna się właściwe zejście. Schodzenie około 800 m na dół na odcinku 4 km nie należy do przyjemności. Wolę podchodzić.
Jeszcze spojrzenia na halę. Kiedyś pewnie i tu pasły się owieczki.
Uwagę przykuwają dziwne kształty wyschniętych drzew.
I marsz na dół. Motywacją było piwo czekające w sklepie. Góry Ukrainy są dziwna krainą. W każdej miejscowości - nawet najmniejszej jest "sklep". Niewiele w nim można kupić do jedzenia, ale jedno jest pewne - zawsze można dostać zimne piwo z lodówki - nawet wtedy, gdy grupa liczy sobie 20 osób. Zawsze to jest motywacją do szybkiego schodzenia, a więc biegiem na dół.