Przy końcu zeszłego roku opisałem wędrówki po Puszczy Białowieskiej w poszukiwaniu Królewskiego Orszaku. Wtedy pomagał mi Pan Stefan.
Parę tygodni temu ponownie wybrałem się do Puszczy. Pogoda dopisała. Świeciło słoneczko, a śnieg był świeży, ale niezbyt głęboki. Czyli idealna na spacerek.
Wędrowałem po leśnych ostępach, co jest znacznie ciekawsze niż wędrówka znakowanymi szlakami. Nie lubię chodzić znakowanymi szlakami turystycznymi - wole na dziko - na własnego nosa - to jest zdecydowanie ciekawsze. Niestety natrafiałem jedynie na ślady zwierzątek.
Czasami trafiałem na ślady pojazdów mechanicznych. No cóż. Ale wędrówka była przyjemna.
Oj, tutaj szły jakieś stwory na dwóch nogach i obute.
Leśna cisza. Uwielbiam takie samotne wędrówki.
Po paru godzinach wędrówki dotarłem do tajemniczego miejsca zwanego "Miejscem mocy". Podobno występuje tutaj jakieś zagadkowe promieniowanie. Nie zauważyłem tego. Śnieg taki sam jak w innych miejscach. Tylko kamienie trochę odśnieżone przez "wierzących" w to promieniowanie.
To chyba efekt działania tego promieniowania na kogoś z władz Parku Narodowego. Postawiona wieża widokowa - tylko co oglądać. W uzupełnieniu - wykonana parę lat temu wieża nad dolina Narewki została rozebrana. Rok temu jeszcze stała. Nic nie rozumiem - a może to wpływ mocy tego zagadkowego promieniowania.
No cóż czas ruszać w drogę powrotną do domku. Przecież czeka mnie jeszcze ponad 500 km jazdy autkiem.
Resztki linii kolejowej. Pamiętam czasy, gdy z Hajnówki do stacji Białowieża Pałac można było dojechać pociągiem. No cóż dzisiaj nic nie opłaca się.
Czas kończyć spacer. Ruszam w kierunku Białowieży - kiedy wrócę do Puszczy następny raz..................
I nagle - co to jest.................
Ku mojemu zaskoczeniu pojawia się Królewski Orszak.
Nie szukałem go - sam przyszedł do mnie. Totalne zaskoczenie. Niesamowity widok i niezapomniane spotkanie.
Stanąłem i czekałem. Znów jak skamieniały. Natrafiłem na malutki Orszak. Czyżby czekał na mnie, aby pożegnać. A może zaprosić na kolejna puszczańska wędrówkę.
Przecież Orszak spotkałem około 1000 m od końca lasu. Traktuję to spotkanie jako zaproszenie.
Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas.
Po chwili każdy poszedł w swoja stronę. Orszak do lasu, a ja w kierunku autka. Oczywiście, że zaproszenie zostało przyjęte.
Na początku wędrówki natrafiłem na ślady obutych stworów dwunożnych, a tutaj ślad członka Orszaku Królewskiego.
Wędrując po lasach czasem mam to szczęście spotkać mieszkańców. Te spotkania są nagrodą - taką samą jak widok ze szczytu w górach.
Nie boje się tych leśnych mieszkańców. Tylu ich spotkałem w lasach i jakoś żaden nie zrobił mi krzywdy, choć na ogół jestem sam. Po prostu trzeba mięć do nich szacunek. Przecież w tym leśnym królestwie to my jesteśmy gośćmi, a gospodarzami spotkane zwierzęta. Niestety wielu o tym zapomina.
wtorek, 1 marca 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)