Dzisiejsza wędrówka jest nietypowa.
Jak wiecie bardzo dużo jeżdżę samochodem w sprawach służbowych. Rocznie przejeżdżam ponad 30.000 km. Ale cóż ciesze się, że mam pracę i robię to co lubię - co można obejrzeć podczas kolejnych wędrówek.
Jeżdżąc po polskich drogach często mijam przydrożne krzyże symbolizujące miejsca w których ludzie zakończyli swoja ziemską wędrówkę.
Pewnego dnia parę lat temu jechałem z Lądka Zdroju do Złotego Stoku. Parę kilometrów za Lądkiem na zakręcie jest krzyż. Czyżby tutaj miało miejsce wydarzenie o którym słyszałem wiele lat temu.
Tak to tutaj. W tym miejscu - 20 lutego 1993 roku - zginął znany kierowca rajdowy Marian Bublewicz. I może nie byłoby w tym nic dziwnego - takie ryzyko jest wpisane w ten sport - gdyby nie to, że do jego śmierci przyczynił się również brak odpowiednich służb ratowniczych - gdyby były może żyłby.
Śmierć tego człowieka przyczyniła się do przyspieszenia powstania profesjonalnych służb ratownictwa drogowego, aby zaistniała sytuacja nie powtórzyła się już więcej.
Zatrzymałem się na chwile - chwila zadumy nad losem kierowcy i życiem. Może i trochę moim. Nie jestem kierowcą rajdowym, ale jeżdżę bardzo dużo.
No cóż czas jechać dalej. Czasem - jadąc autkiem - zastanawiam się nad życiem.........
Szczególnie jak patrze na przydrożne krzyże.
Ruszam w dalszą drogę.
Jadąc autkiem zawsze staram się stosować zasadę - nie sztuka wyjechać, ale sztuką jest wrócić do domu. Niestety nie każdy wyjeżdżający wraca. Tak jak w górach - nie jest sztuką wejść na szczyt, ale sztuką jest szczęśliwie wrócić do bazy. Tego - w oczekiwaniu na wiosnę - życzę wszystkim jeżdżącym autkami i chodzącym po górach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz