Ostatnią nadbużańską wędrówkę odbyłem w listopadzie ubiegłego roku. Nie dokończyłem jej. Zakończyłem w tajemniczy sposób odnośnie tego co będzie dalej. Tego dnia co wędrowałem - początek kwietnia - była wspaniała pogoda. Poziom wody w rzece był wysoki, a rozlewiska rzeki pełne wody. Praktycznie wszędzie była woda.
W planie miałem zamiar dotrzeć do wsi która odwiedziłem latem i wrócić szosą.
Strefa nadgraniczna, a więc żołnierze znają teren i mają odpowiednie autka - może przyjechaliby po mnie jakimś ciekawym pojazdem. Na drugi dzień dziennikarze mieliby co pisać w prasie - oooooooooooo co to to nie. Ale byłaby poruta. Zaczyna się intensywna wędrówka.
Po jakimś czasie decyduję się na zdjęcie butów i forsowanie rozlewiska w pław z rowerem pod pachą. Nie da rady przejechać. Po sforsowaniu dwóch rozlewisk o głębokości powyżej kolan znajduję błotną drogę, która jechałem parę godzin prędzej. Było na niej jednak trochę więcej wody. Podejrzewam, że przyczyną problemów jest podnoszący się poziom rzeki. Musiałem wspaniale wyglądać idąc z rowerem boso po błocie. Idąc tak przekonałem się, że pomimo ciemności przyroda żyje, i tym razem ona mnie obserwuje, a nie ja ją, jak to było dotychczas.
Potem dotarłem do utwardzonej drogi. Założyłem buty na nogi oblepione błotem no i jeszcze ostatnie 8 km do noclegu - już po ciemku.
Jak dojechałem wspaniała Pani Basia uszykowała najwspanialsza zupkę. Po takiej wędrówce wszystko jest dobre. Wędrówka na szczęście zakończyła się szczęśliwie bez wzywania pomocy. Bo nie jest sztuką wyruszyć na wędrówkę, ale szczęśliwie z niej powrócić, lub dotrzeć do jej celu.
Po jakimś czasie decyduję się na zdjęcie butów i forsowanie rozlewiska w pław z rowerem pod pachą. Nie da rady przejechać. Po sforsowaniu dwóch rozlewisk o głębokości powyżej kolan znajduję błotną drogę, która jechałem parę godzin prędzej. Było na niej jednak trochę więcej wody. Podejrzewam, że przyczyną problemów jest podnoszący się poziom rzeki. Musiałem wspaniale wyglądać idąc z rowerem boso po błocie. Idąc tak przekonałem się, że pomimo ciemności przyroda żyje, i tym razem ona mnie obserwuje, a nie ja ją, jak to było dotychczas.
Potem dotarłem do utwardzonej drogi. Założyłem buty na nogi oblepione błotem no i jeszcze ostatnie 8 km do noclegu - już po ciemku.
Jak dojechałem wspaniała Pani Basia uszykowała najwspanialsza zupkę. Po takiej wędrówce wszystko jest dobre. Wędrówka na szczęście zakończyła się szczęśliwie bez wzywania pomocy. Bo nie jest sztuką wyruszyć na wędrówkę, ale szczęśliwie z niej powrócić, lub dotrzeć do jej celu.
1 komentarz:
Ciekawa przygoda.Błotna przygoda coś mi przypomina.Piękne zdjęcia.len.pl
Prześlij komentarz