Wędrując po Bieszczadach często przemieszczam się samochodem. Wielokrotnie przejeżdżałem drogą Terka - Dołżyca. Chyba najpiękniejsza szosa w Polsce. Wije się wśród gór razem z rzeką Solinka.
Kiedyś droga ta była tak dziurawa, że jazda nią rowerem była niebezpieczna, a co dopiero samochodem. Pozwalało to na podziwianie okolicy oraz wspaniałych dziur w szosie. Dzisiaj jest to niestety piękna asfaltowa droga, która nie pozwala na podziwianie otoczenia.
Kiedyś droga ta była tak dziurawa, że jazda nią rowerem była niebezpieczna, a co dopiero samochodem. Pozwalało to na podziwianie okolicy oraz wspaniałych dziur w szosie. Dzisiaj jest to niestety piękna asfaltowa droga, która nie pozwala na podziwianie otoczenia.
Według pierwszej dziedzic pobliskiej wsi Terka Michał Krajewski w 1896 roku wracał z Cisnej albo z odpustu w Łopience. Wóz był powożony przez pijanego woźnice - Jakuba. Bryczka stoczyła się po 80 m skarpie, ale oboje wyszli z tego bez uszczerbku dla zdrowia. Dziedzic z podzięce za ocalenie ślubował wystawić kapliczkę, co tez uczynił w parę tygodni od zdarzenia.
Według miejscowych ludzi kapliczka ta jest nazywana "Kibakową". Nazwa wiąże się z woźnicą, który w 1848 roku jechał wozem zaprzężonym w woły z Jaworca do pobliskiej wsi Polanka. Gdy w najwyższym miejscu na urwiskiem droga zwężała się maszerowały nią carskie oddziały wojskowe wysłane do tłumienia powstania na Węgrzech. Żołnierze przestawili przeszkadzający wóz na skraj drogi nad urwisko - wóz runął na dół, a woźnica cudownie ocalał. W podziękowaniu za ocalenie wystawił kapliczkę.
Nie ulega wątpliwości, że w 1896 roku była tutaj murowana kapliczka, przy której zatrzymywali się ludzie wędrujący do cudownego obrazu Matki Boskiej Łopieńskiej. Modlili się o szczęśliwy powrót do domu.
W sąsiedztwie kapliczki jest wspaniałe, a zarazem wiejące grozą 80 metrowe urwisko nad rzeką Solinką. Wielokrotnie przejeżdżałem tutaj autkiem i rowerkiem wędrując do doliny Łopienki lub do Sinych Wirów w dolinie Solinki lub też na ukochane Połoniny. Jeździłem tutaj również zimą.
Szczególnie jadąc rowerem - gdyż wtedy góry szczególnie są groźne i łatwo dają się ponieść swojej magii - po prostu wciągają do siebie.
Nawet w czasach, gdy wysiedlono ludzi z pobliskich wsi zawsze kapliczka była zadbana i paliły się świeczki.
Zatrzymujący się przy niej wędrowcy proszą o oraz dziękują za szczęśliwy powrót do domu.
Zatrzymujący się przy niej wędrowcy proszą o oraz dziękują za szczęśliwy powrót do domu.
Jednym z nich była Pani Wiesława Kwinto-Koczan, która zostawiła wiersz:
Kapliczka Szczęśliwego Powrotu
Na wysokim piętrze
Jakby szykując się do lotu
Stromym daszkiem nakryta
Kapliczka Szczęśliwego Powrotu
Pod nią rzeczne wiry
Po kamieniach brzęczą
Wędrowcy świece palą
Z wiadoma intencją
"Pozwól wrócić do domu
Z bieszczadzkich wykrotów
Matko Boża z Kapliczki
Szczęśliwych Powrotów"
...............................................................................
No cóż wędrując po górach często myślę o powrotach - można zastanawiać się tylko gdzie - do domu czy do gór - ale najważniejsze, aby były to szczęśliwe powroty.
2 komentarze:
Adamie,
w interesujący sposób opisałeś tę kapliczkę.Sprawiłeś,że dla mnie nie jest ona już jedną z wielu przydrożnych kapliczek,ale obiektem,przy którym trzeba się koniecznie zatrzymać.
Pozdrawiam
Wspomnienia jak lawa gorące.Nie rzucaj swoich marzeń
na codzienności przemiał
dopóki jeszcze pod stopami
tętni życiem ziemia!
Prześlij komentarz