poniedziałek, 20 grudnia 2010

Pożegnalny wyjazd - niezwykłe spotkania_cz.II

Tydzień temu wędrowałem po Puszczy Białowieskiej w poszukiwaniu królewskiego orszaku. Na razie bezskutecznie. Mój Pan przewodnik dalej szuka prowadząc mnie po lasach. Podziwiam go, przecież ma już 80 lat.

Po drodze mijamy ślady wędrówek dzików. Ciekawie wyglądają te rynienki wyżłobione brzuszkami. Już nawet ja nauczyłem się rozróżniać.



Idziemy przez las na dziko brnąc po kolana w śniegu. No cóż królewski orszak gdzieś ukrył się.

Oj, to chyba tutaj jest dwór królewski - na tabliczce napis Ostoja Żubrów.

No i bufet, ale pusto, czyżbyśmy przyszli za późno.

Przy barze nie ma nikogo.

Ale Pan nerwowo chodzi, szuka i nasłuchuje.

Po chwili stwierdza - ..... powinny być gdzieś w pobliżu.

No i rzeczywiście - nie mylił się. Znaleźliśmy dwór królewski ze świtą.

No i właściwy bufet.

Niestety jak na złość zaczął padać śnieg. Dwór nie chciał wyjść na polanę. Tragedia - a ja nastawiłem się na zdjęcia.

Dworzanie również nie przejawiali ochoty do pozowania.

Pomimo wszystkiego przechodził mnie dreszczyk emocji - po paru godzinach poszukiwań znaleźliśmy. Niesamowity widok. Widzę Króla Puszczy Żubra na żywo w lesie. Nie w jakimś rezerwacie czy zoo - na żywo.

Stadko liczyło około 30 sztuk. Niesamowite wrażenie. Stałem zamurowany.

Wbrew pozorom nie czułem żadnego strachu. Szedłem za świtą dworu królewskiego.

Coś niesamowitego. To gorsze od narkotyku. Można tak iść godzinami i patrzeć.

W pewnym momencie dostało mi się od mojego Pana - źle szedłem - gdyż szedłem za stadem. Należało obejść je kołem i ruszyć powoli z drugiej strony, aby wyszło na pole. No cóż - pierwszy raz. Na drugi raz będę mądrzejszy. Decyzja jednoznaczna - czas kończyć ten spacerek za orszakiem - żal.

A może to los tak zrządził celowo, abym powrócił w to miejsce. Wrócę tu jeszcze kiedyś - KIEDY??? - mądrzejszy o doświadczenie z pierwszego spotkania. Może mi dopisze lepsza pogoda.

W drodze powrotnej spotykamy znanych przyjaciół. No cóż bar został świeżo zaopatrzony.

I znów podchodzę blisko do zwierząt. Wbrew powszechnej opinii nie czułem żadnego zagrożenia. Zwierzęta były zajęte jedzonkiem, a ja zdjęciami - nie przeszkadzaliśmy sobie. Do czasu....

W pewnym momencie pojawił się delikwent mknący szalonym pojazdem i wszystko zaczęło znikać. Jeszcze chwila.

I wszystko zniknęło jak mydlana bańka.

Ruszyliśmy w powrotna drogę do autka. Podziwiałem tego starszego Pana. Pomimo sędziwego wieku przeszedł ze mną po lasach około 15 km po śniegu. Niejeden młody by już dawno padł, a my maszerowaliśmy z uśmiechem na ustach. Ja słuchałem opowieści o lasach i zwierzętach od człowieka, który całe życie spędził w lesie. Niesamowita lekcja przyrody na żywo.

A wieczorkiem z okna pokoiku patrzyłem na główną ulicę Białowieży.

Kiedyś jeszcze tutaj powrócę.

No cóż w tym roku nie powróciłem. Ale w następnym nie wykluczam. Może przyjadę zobaczyć puszczę w innej scenerii - jadąc po lasach na wyścigach rowerowych. Pożyjemy i zobaczymy.

1 komentarz:

kozterka pisze...

Interesująca przygoda.Do pozazdroszczenia.Szkoda tylko,że polowanie obiektywem nie w pełni się udało.