Parę lat temu wędrując po Bieszczadach będąc na Przełęczy Bukowskiej [wędrówka opisane we wcześniejszych postach] patrzyłem na bezmiar gór po stronie Ukrainy. Góry były po horyzont.
Parę lat temu nazwy Gorgany, Czarnohora, Kostrzyca niewiele mówiły mi. Huculszczyzna, Prut, Czeremosz kojarzyły mi się z piosenką.
W najśmielszych marzeniach nie myślałem, że kiedyś tam będę wędrować.
Rok temu pierwszy raz wybrałem się w te strony. Parę tygodni temu przedstawiłem wędrówkę na Howerlę. Tydzień temu wracałem z Rajdu po Huculszczyźnie.
Dzisiaj zapraszam na wędrówkę wspomnieniową na Kostrzycę. Uważam, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Czarnohorze. Pierwszy raz byłem tam - rok temu - podczas II Rajdu HUCULSZCZYZNA zorganizowanego przez Oddział PTTK w Rzeszowie.
Wyruszaliśmy z przełęczy na która dojechaliśmy autobusem. Na przełeczy oczywiście pomnik upamiętniający czasy ZSRR. Młodzi pewnie nie wiedzą co to jest i chyba lepiej. Nie będę tutaj tłumaczyć tych zawiłości historycznych.
Obok pomnika kapliczka prawosławna - chyba już współczesna.
Jakże inna od naszych w górach. Pomimo wszystko nie podarowałem sobie zrobienia paru zdjęć jej wnętrza.
No i czas ruszać w góry. W nowe. Przecież to był trzeci dzień wędrówki po dziewiczych dla mnie terenach. Wszystko było nowe.
Już na początku niesamowite wrażenie robią ukwiecone dywany na łąkach.
Jest wcześnie rano. W dolinach jeszcze snuja się mgły.
Tutaj należy wspomnieć, że impreza ta nie jest dla śpiochów. Śniadanie o 7 rano i wyjazd o 7.30. I nikt nie narzeka, nie spóźnia się.
Kwieciste dywany, a w dali mgielna pierzynka.
Idziemy poprzez połoniny.
Im wyżej tym wspanialsze widoki gór budzących się ze snu.
Panorama niesamowita. Przy takich widokach każdy budzi się i nie żal mu wczesnego porannego wstawania. Góry przygotowały najwspanialszy lokal dla zjedzenia śniadanka - oczywiście drugiego.
Najwspanialszą rzeczą w rejonie Kostrzycy są kwieciste dywany. Byłem tam już trzy razy i pójdę kolejne.
Wspaniała panorama. Jeszcze nie znam na tyle tych gór, aby rozpoznawać panoramy. Teraz już powoli rozpoznaję panoramę głównego pasma Czarnohory, ale o tym w kolejnej wędrówce.
Czyż może być piękniejszy widok - poranne mgły i kwiecisty dywan.
Wędrujemy wśród łąk.
Pokonywanie płotów ułatwiają specjalne "drabinki".
Powoli czas wejść do lasu. Jest równie piękny jak połoniny.
Po drodze mijamy chatki w których mieszkają ludzie. Można ich podziwiać. To co my przechodzimy okazjonalnie to oni przechodzą codziennie.
Wąska ścieżka wiedzie nas przez las. Odnośnie oznakowania szlaków można jednoznacznie stwierdzić, że "szlak szlag trafił" - i może dobrze, że tak jest.
Po paru godzinach wędrówki wychodzimy na połoninę szczytową.
Pogoda zaczyna robić się nieciekawa. Choć lubię taka scenerię. Niebo zachmurzone. Chmurki przedburzowe. Widok wspaniały. Aby tylko nie padało.
No i dla odmiany zamiast kwiatków grzybki. Jak one tutaj uchowały się - nikt tego grzybka nie zniszczył - dziwne to.
Na niebie robi się coraz mniej ciekawie.
Ale jak tu nie zatrzymać się - choć na chwilkę.
Tutaj grzybek.
Tutaj widoczek.
Znów grzybek.
Znów widoczek i grzybek.
Niestety nie ma czasu - trzeba iść dalej.
Rok temu będąc pierwszy raz na Kostrzycy stwierdziłem, że trzeba tutaj jeszcze wrócić.
Co chwile, jest coś do obejrzenia. Niestety czas ucieka jak woda w rzece.
Ostatnie metry...
..... i jesteśmy na szczycie Kostrzycy.
Dalsza wędrówka za tydzień.
Rok temu byłem tutaj pierwszy raz. Od tego czasu byłem kolejne dwa razy i chyba jeszcze będę nie raz. Dla mnie Kostrzyca jest "Antyhowerlą". Na Howerli byłem dwa razy i mam dość tej góry - nie ze względu na wysokość. Dlaczego? O tym w w kolejnej wędrowce po Połoninie Kostrzycy - za tydzień - obiecuje - nie wyjeżdżam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Łaaadnie.... chyba wybiorę się tam...
jeśli nie jest to zastrzeżone dla wybranych ;)
Patrząc tak z wysoka widząc uroki natury,śmiało można rzec
Szczęśliwy każdy nowy dzień,
gdy z życiem idzie w parze,
cieszmy się jego każdą chwilą,
nie patrzmy co da w darze.
Prześlij komentarz