Dwa tygodnie temu w zimowej scenerii zakończyliśmy wędrówkę na Połoninie Kuk. Jak to w górach bywa najpierw trzeba wejść, a potem zejść. Na szczęści pogoda zaczęła się poprawiać.
Gdzieś tam jest cel wędrówki. Sceneria coraz ładniejsza. Mgły już nie ma.
Jeszcze tylko w otoczeniu ten księżycowy krajobraz.
Coś strasznego. Często chodząc nie zdajemy sobie sprawy po czym chodzimy i co może się zdarzyć. Jeszcze wiele lat upłynie zanim przyroda w pełni wróci na ten teren.
"A w dolinach piękna jesień". Powoli widać ją.
Jeszcze trochę mgiełki - aby nie odwyknąć.
Jeszcze spojrzenie na jesienną połoninę [połowa października] w zimowej scenerii i ............
............."złote liście lecą z drzew".
Znów mamy jesień.
No i oczywiście trochę cieplej. Można przebrać się.
Niestety trzeba zacząć forsować strumyki.
Niestety trzeba zacząć forsować strumyki.
Wreszcie pożegnaliśmy [przynajmniej na dzisiaj] zimowa scenerię i........
i możemy podziwiać Zakarpacie w barwach jesieni.
Znów pojawia się słoneczko i robi się coraz cieplej. Czas na suszenie.
Jeszcze parę godzin temu brnęliśmy po sniegu w barwach bieli wśród mgieł.
A teraz podziwiamy cudowną jesień.
To nagroda za całodzienny trud. Jesień została znaleziona.
Doszliśmy do wsi Łoziański. Po drodze mijamy stare chatki. Jeszcze parę lat i będzie to czas przeszły dokonany.
I wreszcie cel wędrówki. No może niezupełnie. Zamknięty i nici z nadziei na "tankowanie".
Na szczęście autokar był właściwie zatankowany i ogrzany. Mogliśmy rozpocząć podróż na nocleg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz