Dwa tygodnie temu wędrowałem po Zakarpaciu. Dzisiaj zapraszam na kolejną jesienną wędrówkę - choć trudno ją nazwać jesienną. Najciekawsze jest to, że ludzie z którymi jeżdżę wiedzą po co jadą i wstanie dla nich o godzinie 6 rano nie stanowi żadnego problemu.
Pomimo, ze poprzedniego dnia wędrowaliśmy cały dzionek po całej nocce jazdy autobusem i do tego wieczorem trochę posiedzieliśmy śpiewając przy gitarze, dzisiaj pobudka o godzinie 6.00 rano. Jeszcze ciemno. Śniadanko i do boju.
Po godzinie jazdy autobusem zajeżdżamy do punktu wyjścia - miejscowość Łoziańsk - około 50 km od Wołowca. Wysiadka i przygotowania do drogi. Pomimo słonecznej pogody trzeba być przygotowanym na wszystko - to są jednak góry.
Pomimo, ze poprzedniego dnia wędrowaliśmy cały dzionek po całej nocce jazdy autobusem i do tego wieczorem trochę posiedzieliśmy śpiewając przy gitarze, dzisiaj pobudka o godzinie 6.00 rano. Jeszcze ciemno. Śniadanko i do boju.
Po godzinie jazdy autobusem zajeżdżamy do punktu wyjścia - miejscowość Łoziańsk - około 50 km od Wołowca. Wysiadka i przygotowania do drogi. Pomimo słonecznej pogody trzeba być przygotowanym na wszystko - to są jednak góry.
Owce obserwują ten poranny kondukt z plecakami. Cóż one sobie o nas myślą?
A my cóż. Powoli wspinamy się do góry.
Pomimo barw jesieni - pojawia się biel śniegu.
Nikt nie chodzi tymi bezdrożami - ścieżkę trzeba wydeptać w śniegu.
Ale nagrodą są wspaniałe widoki. Pogoda dopisuje - jest cudownie.
Na dole jesień, a w górach początek zimy.
A to dopiero połowa października.
Barwy odchodzącej jesieni przeplatają się z barwami nadchodzącej zimy.
A jednak, ktoś jechał ta drogą, niestety wcześniej niż my szliśmy - trudno trzeba iść piechotką.
Jestem coraz wyżej - barwy jesieni zostają w dolinach.
Ale cóż to - nadciągają chmurki.
Tam gdzieś daleko cel podróży. Zaczyna oplatać go mgła.
Przypominają się słowa piosenki:
"A w dolinach piękna jesień złote liście niesie wiatr"
No cóż pogoda powoli zmienia się. Ale to też ma swój urok. Zmienia się oświetlenie sceny.
Smugi słońca przeplatają się z mgłą.
Wchodzimy do lasu - tutaj jest jeszcze jesień.
A ten dziwny korowód snuje się dalej do .......
Z tyłu widać jeszcze jesienne słoneczko.
No cóż trzeba podjąć decyzję. Postój. Ale to nie tylko odpoczynek. To również przygotowanie do dalszej wędrówki - żegnamy strefę jesieni i wchodzimy w strefę zimową.
Latem połoniny są kolorowe, a w scenerii zimowej białe. Gdzie są te kwiatki. Gdzieś pod śniegiem.
Pogoda robi się coraz bardziej tajemnicza. Lubie góry we mgle - mają w sobie coś tajemniczego i uspokajającego.
Gdzie idziemy w tym zamglonym świecie - tam gdzie prowadzi nas droga - coraz bardziej zasypana śniegiem. Nad nami czuwają Anioły.
Wreszcie szczyt.
No może nie szczyt tylko kulminacja Połoniny Kuk - tylko 1335 m n.p.m. To prawie tyle co najwyższy szczyt w polskich Bieszczadach - Tarnica [1346].
I dla porównania - Połonina Kuk stanowi fragment Połoniny Borżawy mającej około 25 km długości, a więc więcej niż wszystkie Połoniny Bieszczadzkie.
Wieża jest cudownie przyodziana w zimowa szatę.
No cóż czas ruszać dalej. Teraz już na dół.
Po drodze mijamy kamień z napisem - może to pamiątka po tych których zabrały Anioły.
O dalszej wędrówce. Jaka była pogoda i jakie widoki o tym za tydzień - zapraszam.
1 komentarz:
Owce patrzą na Was z wyraźnym zainteresowaniem :).A co sobie myslą?- pewnie chciałyby pójść z Wami :)))).Zdjęcie owiec - podobnie jak wiele innych przy tym wpisie -super!
Prześlij komentarz