środa, 24 kwietnia 2013

Świdowiec -Bliźnica - część I - drugie podejście


Witam wszystkich, którzy czekali na kolejną wędrówkę. Niestety braki czasowe robią swoje. Również zastanawiam się nad kontynuacją wędrówek, pomimo, że zdjęć mam bardzo dużo i starczyłoby jeszcze na parę lat.

Ostatnie trzy lata niewiele wędruję po polskich górach. Natomiast poznaję nasze kresy - góry Zachodniej Ukrainy. Są malownicze, wyższe [choć nie zawsze] i trudniejsze od naszych gór - głównie ze względu na odległości.

Tym razem zapraszam na Zakarpacie, a konkretniej w pasmo Świdowca. Byłem tam dwa razy. Pierwszy raz trzy lata temu, a drugi raz w zeszłym roku. Dzisiaj zapraszam na zeszłoroczna wędrówkę.

Świdowiec zrobił na mnie wrażenie swoimi przestrzeniami. Praktycznie można by było fajnie pojeździć rowerkiem - o tym na końcu. Najpierw trzeba jednak wspiąć się autkiem, a ściślej sprawę nazywając wjechać gruzawikiem. Tym środkiem transportu pokonuję - nie sam - pierwszy odcinek wędrówki.
Autko powoli wspina się do góry.
Siedziałem koło kierowcy - widziałem jego pracę i słyszałem równomierna prace silnika.
Stara ciężarówka pnie się powoli do góry.
Nie wszyscy mają tą przyjemność jechać autkiem. Niektórzy wędrują na nóżkach. Nie zazdroszczę im 10 kilometrowej wędrówki taką drogą. Dopiero potem zaczyna się przyjemność wędrowania.
Jazda autkiem robi wrażenie - ale już nie takie jak wtedy, gdy jechałem pierwszy raz. I droga jest jakby lepsza niż wtedy.
Kierowca pokonuje ta trasę nie pierwszy raz, i nie ostatni. Jedzie z taką pewnością, jak ja jeżdżę autkiem po polskich drogach.
Kolejny ostry zakręt.

Jazda robi niesamowite wrażenie.

I te widoki na okolice - widać, że już trochę podjechaliśmy do góry.

Jeszcze kawałek i .............
...........ostatni zakręt.......
koniec jazdy. Trasa pokonana gruzawikiem to około 9 km przy podjeździe 650 m.
Dojechaliśmy do miejscowości Dragobrat najwyżej położonego ośrodka narciarskiego na Ukrainie (od 1 350 m do 1 700 m n.p.m.). Latem miejscowość ta jest punktem wypadowym w masyw Świdowca oraz na najwyższy jego szczy Bliźnicę. Do szczytu pozostało jeszcze do podejścia około 600 m - oczywiście pod górę. Jednak mniej niż podjechaliśmy autkiem.
 
Czas zmienić środek transportu na przyjemniejszy - własne nóżki.
Pomimo początku lipca w górach jeszcze są płaty śniegu.
Powoli wspinam się do góry. Wspaniałe widoki. Jest tylko jeden "problem" - temperatura prawie 30 stopni i brak jakiegokolwiek cienia. Tak będzie przez cały dzień.

To dopiero początek.
W dali widać cel pierwszego etapu wędrówki - wierzchołek Bliźnicy - 1881 m n.p.m.

Po drodze odpoczynek nad malowniczy jeziorkiem Ivor. Tym razem nie zrobiło ono takiego wrażenia jak dwa lata wcześniej, ale o tym "dlaczego" w następnej wędrówce.
Już widać dokładnie szczyt - niestety w obiektywie aparatu. Nie jest on jednak tak blisko jak wydaje się.
Na dole jeziorka - przed chwilą tam odpoczywałem.
Zaczyna się krajobraz charakterystyczny dla Świdowca - przestrzeń. Uwielbiam takie widoki. Podobnie jak w Bieszczadach - tylko wyżej,..............
większa przestrzeń.........
i nie ma tych tłumów ludzi, jak na połoninach bieszczadzkich.


Takie widoki będą towarzyszyć przez cały dzień.
A to co - owieczki - o nich będzie za parę dni lub tygodni. Zależnie od czasu.

Wreszcie szczyt Bliźnicy - 1881 m n.p.m. Zasłużony odpoczynek.

Jeszcze spojrzenie na okolicę i trzeba ruszać w dalsza wędrówkę - przecież to dopiero początek.
Tym razem zejście - choć czasem trzeba zastanowić się co lepsze - wchodzenie, czy schodzenie.
Ja wolę wchodzenie.

Wejście na Bliźnicę początkiem wędrówki tego dnia. Cały dzień bedziemy wędrować pasmem Świdowca. I tutaj ktoś może zapytać co ma wspólnego Świdowiec z rowerem o którym wspomniałem na początku.

Jeżdżenie po takich połoninach rowerkiem to przyjemność - jednak w moim przypadku pod dwoma warunkami, a mianowicie:
- nie ma zbyt dużego upału,
- ktoś wwiezie rowerek na szczyt - nie koniecznie Bliźnicy.
Ze spełnieniem drugiego warunku w zasadzie nie powinno być problemów, gdyby ktoś pomyślał. Wystarczyłoby uruchomić jeden z wyciągów służących zimą narciarzom - tak jak ma to miejsce w Czechach i zaczyna mieć w Polsce. Ale w przypadku Ukrainy wymaga to jeszcze czasu.

Następna wędrówka też będzie również wiązać się z Bliźnicą - tą sprzed czterech lat, gdy wchodziłem pierwszy raz.

Brak komentarzy: