Podczas poprzednich wędrówek po paśmie Świdowca wielokrotnie wspominałem o tych którzy tam spędzają wiele czasu. Wspominałem o dzwoneczkowej muzyce. Będąc drugi raz nie było owieczek nad jeziorkiem, ale gdy weszliśmy na szczyt Bliźnicy zobaczyłem białe plamki - stadko owieczek.
Jeszcze ostatnie spojrzenia ze szczytu Bliźnicy.
Te ścianki przypominają mi klify w Anglii nad oceanem.
I znów te wspaniałe przestrzenie - tylko niebo za bardzo niebieskie - wole chmurki - aby tylko z nich nie padało.
Czas ruszać na dół.
W dole jeziorko Ivor, a w dali Drogobrat skąd rozpoczynała się piesza wędrówka.
No i wreszcie miejscowi - owieczki.........
i nie tylko.
Ładnie wygląda ten biały punktowy łańcuszek.
No i Ci którzy tutaj "rządzą".
Ja tutaj rządzę i pomagam.
Ładny jestem.
A to moje królestwo.
Chwila rozmowy - miejscowi dziwią się, że chce nam się chodzić w taka pogodę. Nie było łatwo - upał i prawie bezwietrzna pogoda - jak na patelni.
Trzeba dopilnować swojego stadka - czy któraś owieczka nie ma zamiaru pójść swoja drogą.
Zgrany zespół.
Owieczki pasa się spokojnie.
Więc mogę chwilę odpocząć.
Żegnajcie - muszę ruszać w dalsza drogę - czeka jeszcze sporo do przejścia.
Znów można podziwiać wspaniałe widoki. Parę godzin temu byłem na dole przy jeziorku.
Lekkie podejście i szczyt Żandarm. Kolejny na trasie.
I jak zwykle w górach - co jakiś czas miejsca wspominające tych co opuścili w nich ziemski świat. Góry zbierają swoja daninę - choć z drugiej strony............., ale to już moja słodka tajemnica.
Wędrując dalej myślę o rowerku. Gdyby ktoś mi go go wciągnął na górę - nie koniecznie na Bliźnice - to wędrówka byłaby trochę szybsza i mniej uciążliwa, a widoki pozostałyby takie same.
Czyż te drogi nie nadają się do wędrówki rowerkiem.
Kolejne spotkanie - tym razem krówki. Obserwując je można stwierdzić, że są szczęśliwe - nie spędzają czasu w jakiejś dusznej oborze lub na małym pastwisku. Maja przestrzeń o jakiej ich polskie siostrzyczki mogą sobie pomarzyć.
No i chwila odpoczynku i ochłody - nawet na początku lipca spotykamy łaty śniegu.
Czas ruszać dalej.
Żegnają nas krówki.
I dalej wędruje podziwiając wspaniałe widoki.
Przydałby się rowerek.
Marsz takimi drogami - w upale nie należy do przyjemności. Otuchy dodają widoki.
Koniec kolejnego etapu wędrówki po połoninach Świdowca. Są one większe i wyższe niż całe nasze Bieszczady, nie wspominając już o połoninie Wetlińskiej i Caryńskiej.
To jeszcze nie koniec wędrówki po rejonie Świdowca. następne za jakiś czas.
Na koniec jeszcze jedna sprawa. Ostatnio wędrówki ukazują się nieregularnie. Jeżeli ktoś chce otrzymywać informacje o nowych wędrówkach proszę o podanie adresu e-mail - będę przesyłać informację.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz