Parę tygodni temu wędrując po deptaku w Rzeszowie spotkałem ciekawego człowieka. Idąc z gitarą śpiewał piosenkę, a właściwie modlił się
Wysłuchaj mojej pieśni Panie,
do Ciebie wznoszę dzisiaj głos.
Ty jesteś wszędzie, wszystkim jesteś Ty,
lecz kamieniem nie bądź mi.
Nie oglądał się na nikogo - szedł przed siebie i ciągle śpiewał.
Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
bo ponoć wszystko możesz dać,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.
Ładne słowa - przenoszą nas w zupełnie inny świat - spojrzałem na twarz tego dziwnego wędrowca. Kamienna, a zarazem pełna życia. Dzisiejsza, a zarazem z innej epoki. Wzrok patrzy gdzieś daleko. I tylko te słowa jakieś dziwne i nie dzisiejsze. O życiu, które przemija.
Wystarczy abyś skinął ręką,
wystarczy jedna Twoja myśl,
a zacznę życie swoje jeszcze raz,
więc o boski błagam gest.
Kto w dzisiejszych czasach, gdy gnamy do przodu myśli o przemijaniu.
Do Ciebie pieśń tę wznoszę Panie,
czy słyszysz mój błagalny głos?
Raz jeszcze daj mi od początku iść,
daj mi życie jeszcze raz.
Niestety, życia nie można rozpocząć ponownie. Wędrowiec mija nas i idzie dalej. W uszach dźwięczą te słowa.
Już nie zmarnuję ani chwili,
bo dni straconych gorycz znam,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz
Idzie dalej swoją drogą. Kim jesteś wędrowcze. Dokąd idziesz. Dokąd??????? A może zabierzesz mnie ze sobą, abym mógł wędrować z Tobą.
A jeśli życia dać nie możesz,
to spraw bym przeżył jeszcze raz tę miłość,
która już wygasła w nas,
spraw bym ją przeżył jeszcze raz.
Wędrowiec odchodzi do swojej krainy, jak ludzie, którzy żyją obok nas. Ale czasem wędruje wśród nas przypominając nam o sobie i o tym co przemija.
Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie wznoszę dzisiaj głos.
Ty chlebem, ptakiem, słońcem możesz być,
więc kamieniem nie bądź mi...
Wędrowiec wędruje po deptaku śpiewając MODLITWĘ [słowa Bogdan Loebl], a ja stoję w zadumie i myślę o przemijaniu. Kim jesteś wędrowcze, tak jesteś chwila mojej młodości - pamiętam Ciebie - Twój zespół - twoje piosenki. Niestety to już czas przeszły dokonany, choć czasami mogę sobie posłuchać starych trzeszczących płyt i powspominać. Wędrowcem tym jest Tadeusz Nalepa - twórca zespołu Breakout.
A któż nie pamięta jego żony Miry Kubasińskiej i jej piosenek. Wspomnienia................... niestety........
Dzisiejszy blog nie powstałby, gdyby nie wspomnienia z młodości oraz moje wędrówki. Miesiąc temu wracając z Huculszczyzny będąc w Rzeszowie spotkałem tego Wędrowca. Wczoraj do jego korowodu dołączyła kolejna wędrowczyni umilająca czasy mojej młodości - Kasia Sobczyk. Któż nie pamięta jej Małego Księcia [ach te prywatki - dzisiaj takich nie ma i nie będzie], Biedroneczek, czy Trzynastego [gdy w grudniu była wiosna] .........................
czwartek, 29 lipca 2010
niedziela, 25 lipca 2010
Tutaj kiedys był wulkan
Podobno w Polsce nie ma wulkanów. Nie jest to do końca prawdziwe stwierdzenie. Jest rejon, gdzie znajduje się parę dziwnych samotnych górek - są to stożki po wygasłych wulkanach. Możemy je spotkać w okolicach Złotoryi. Na otwartych przestrzeniach widać parę dziwnych samotnych gór - kiedyś z ich szczytów lała się pewnie lawa. A dzisiaj........ Zapraszam na wycieczkę na szczyt jednego z nich.
Samotna górka - nie jest wysoka - tylko 389 m n.p.m.
Jak przyjrzymy się bliżej zobaczymy coś na jej szczycie. Jakby zamek.
No tak - wrót do niego pilnuje ten piękny osobnik.
Po stromym podejściu albo podjeździe autkiem wchodzimy na teren budowli.
Ale prędzej krótkie oględziny z zewnątrz - budowla nawet wygląda okazale.
No cóż ma swoje latka - pierwsza wzmianka pojawia się w 1155 roku.
W 1175 r. książę Bolesław Wysoki wystawił tu przywileje cystersom z Lubiąża. Za czasów jego następcy - Henryka Brodatego - drewniano - ziemny gród zastąpiono murowanym.
W okresie wojen husyckich budowla została zdobyta i splądrowana przez oddziały husytów. W 1470 r. odkupił go książę legnicki Fryderyk I. Sprowadzeni przez niego mistrzowie murarscy z Wrocławia, Legnicy i Görlitz nadali założeniu obecny układ przestrzenny. Po śmierci księcia prace kontynuowano z polecenia jego syna, Fryderyka II. W ich efekcie Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.
Wchodzimy na dziedziniec.
Z zamkowych krużganków wygląda nawet okazale.
I widok z okna na okolicę - zupełnie jak na nizinach - a przecież - 50 km dalej są Karkonosze ze Śnieżką.
Można sobie spokojnie pospacerować.
Nawet są mroczne zakamarki - pewnie kiedyś chodzili tu rycerze pilnujący bezpieczeństwa zamku.
Ale chyba niezbyt skutecznie. W latach wojny 30-letniej zamek został zdobyty i spalony przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. W roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg z Książa i Mieroszowa, podjęto poważniejsze prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne
I właściwie z tego okresu pochodzi obecna bryła zamku.
Dzisiaj możemy wędrować po jego zakamarkach. Ale trwa to już wiele lat, gdyż.........
.......... już w latach 30, XIX stulecia zamek stał się celem licznych wypraw turystycznych. Uchodził w owym czasie za pierwszy w Europie zabytek specjalnie przystosowany do celów turystycznych. I tak zostało do dzisiaj.
Byłem tutaj upalnego dnia - jak było przyjemnie - i bez klimatyzacji.
No i najważniejsze pomieszczenia - sypialnie.
A można wybrać się tutaj na nocleg - choć nie wiem czy w tym łóżeczku. Fajnie byłoby w te upały - chłodno i przestrzennie.
No cóż można pomarzyć o noclegu w tych komnatach.
Ale nie tylko są łóżka. Jest również zamkowa kaplica - fundację zamkowego kościoła przypisuje się św. Jadwidze.
Gruntowna odbudowa rozpoczęła się w 1900 r., kiedy właścicielem dóbr został baron dr Willibald von Dirksen. Zlecił on opracowanie projektu i nadzór nad pracami najbardziej znanemu i cenionemu wówczas architektowi i konserwatorowi - Bodo Ebhardtowi.
W 1908 r., na uroczystym otwarciu gościł tu cesarz Wilhelm II. Później obiekt przekazano Śląskiemu Towarzystwu Miłośników Historii i Starożytnictwa na muzeum, restaurację i schronisko turystyczne. W 1945 r. zamek wraz z częścią wyposażenia, spłonął.
Powojenna odbudowa zamku rozpoczęła się w 1959 roku.
A gdzie prowadza te schodki - niestety nie wolno sprawdzić.
No cóż ostatnie spojrzenie na zamek i ruszam dalej.
Będąc na zamku nie czuje się,że jesteśmy na stożku wygasłego wulkanu. Podobno zamilkł na zawsze - choć nigdy nie wiadomo.
Pewnie znów nastąpi przerwa we wędrówkach - wyjeżdżam w moje ukochane góry, tam gdzie mieszkali Huculi i szumi Prut. Nie myle się - kolejny raz w tym roku. Chyba z tych wyjazdów będą zdjęcia - bo jak spojrze na mapę Polski przedwojenna toż to była Polska.
Samotna górka - nie jest wysoka - tylko 389 m n.p.m.
Jak przyjrzymy się bliżej zobaczymy coś na jej szczycie. Jakby zamek.
No tak - wrót do niego pilnuje ten piękny osobnik.
Po stromym podejściu albo podjeździe autkiem wchodzimy na teren budowli.
Ale prędzej krótkie oględziny z zewnątrz - budowla nawet wygląda okazale.
No cóż ma swoje latka - pierwsza wzmianka pojawia się w 1155 roku.
W 1175 r. książę Bolesław Wysoki wystawił tu przywileje cystersom z Lubiąża. Za czasów jego następcy - Henryka Brodatego - drewniano - ziemny gród zastąpiono murowanym.
W okresie wojen husyckich budowla została zdobyta i splądrowana przez oddziały husytów. W 1470 r. odkupił go książę legnicki Fryderyk I. Sprowadzeni przez niego mistrzowie murarscy z Wrocławia, Legnicy i Görlitz nadali założeniu obecny układ przestrzenny. Po śmierci księcia prace kontynuowano z polecenia jego syna, Fryderyka II. W ich efekcie Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.
Wchodzimy na dziedziniec.
Z zamkowych krużganków wygląda nawet okazale.
I widok z okna na okolicę - zupełnie jak na nizinach - a przecież - 50 km dalej są Karkonosze ze Śnieżką.
Można sobie spokojnie pospacerować.
Nawet są mroczne zakamarki - pewnie kiedyś chodzili tu rycerze pilnujący bezpieczeństwa zamku.
Ale chyba niezbyt skutecznie. W latach wojny 30-letniej zamek został zdobyty i spalony przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. W roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg z Książa i Mieroszowa, podjęto poważniejsze prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne
I właściwie z tego okresu pochodzi obecna bryła zamku.
Dzisiaj możemy wędrować po jego zakamarkach. Ale trwa to już wiele lat, gdyż.........
.......... już w latach 30, XIX stulecia zamek stał się celem licznych wypraw turystycznych. Uchodził w owym czasie za pierwszy w Europie zabytek specjalnie przystosowany do celów turystycznych. I tak zostało do dzisiaj.
Byłem tutaj upalnego dnia - jak było przyjemnie - i bez klimatyzacji.
No i najważniejsze pomieszczenia - sypialnie.
A można wybrać się tutaj na nocleg - choć nie wiem czy w tym łóżeczku. Fajnie byłoby w te upały - chłodno i przestrzennie.
No cóż można pomarzyć o noclegu w tych komnatach.
Ale nie tylko są łóżka. Jest również zamkowa kaplica - fundację zamkowego kościoła przypisuje się św. Jadwidze.
Gruntowna odbudowa rozpoczęła się w 1900 r., kiedy właścicielem dóbr został baron dr Willibald von Dirksen. Zlecił on opracowanie projektu i nadzór nad pracami najbardziej znanemu i cenionemu wówczas architektowi i konserwatorowi - Bodo Ebhardtowi.
W 1908 r., na uroczystym otwarciu gościł tu cesarz Wilhelm II. Później obiekt przekazano Śląskiemu Towarzystwu Miłośników Historii i Starożytnictwa na muzeum, restaurację i schronisko turystyczne. W 1945 r. zamek wraz z częścią wyposażenia, spłonął.
Powojenna odbudowa zamku rozpoczęła się w 1959 roku.
A gdzie prowadza te schodki - niestety nie wolno sprawdzić.
No cóż ostatnie spojrzenie na zamek i ruszam dalej.
Będąc na zamku nie czuje się,że jesteśmy na stożku wygasłego wulkanu. Podobno zamilkł na zawsze - choć nigdy nie wiadomo.
Pewnie znów nastąpi przerwa we wędrówkach - wyjeżdżam w moje ukochane góry, tam gdzie mieszkali Huculi i szumi Prut. Nie myle się - kolejny raz w tym roku. Chyba z tych wyjazdów będą zdjęcia - bo jak spojrze na mapę Polski przedwojenna toż to była Polska.
niedziela, 18 lipca 2010
Mielnik - Nadbużańskie wspomnienia
Parę lat temu wędrując nad Bugiem dotarłem do malowniczej miejscowości Mielnik. Patrząc z perspektywy Poznania to już jest za Bugiem. Bug tutaj płynie dostojnie szeroką doliną.
Lubię tą najpiękniejszą polską rzekę. Podobnie jak góry. Można zastanawiać się co ma Bug wspólnego z Górami - przecież źródła tej rzeki nie są w górach i nie są w Polsce, lecz na Ukrainie.
Dolina dostaje blasku w świetle zachodzącego słońca.
Nad doliną góruje Góra Zamkowa na której kiedyś stał zamek. Najdziwniejszym jest fakt, że to wzgórze górujące 80 m nad doliną rzeki zostało usypane sztucznie.
Jeszcze spojrzenie na dolinę i wspinam się na górę.
W bezpośrednim sąsiedztwie góry są ruiny kościoła parafialnego p.w.Św.Trójcy. Kościół został najprawdopodobniej ufundowany przez Wielkiego Księcia Witolda w 1420 roku. W roku 1915 został spalony. Podczas wojny znaczna część murów została rozebrana.
W 1929 roku powstał komitet odbudowy kościoła. Niestety w 1920 roku wybudowano nowy kościół i po krótkim okresie działalności komitet został rozwiązany.
Z zamku na wzgórzu niewiele pozostało - a pierwsza wzmianka z 1379 roku. A musiała to być znaczna budowla, gdyż przebywał tutaj król Kazimierz Jagiellończyk, oraz oczekiwał na koronę przyszły król Zygmunt Stary.
Dzisiaj wzgórze zamkowe jest punktem widokowym na dolinę Bugu.
W Mielniku znajduje się najstarsza parafia prawosławna na Podlasiu. Pierwsza wzmianka o cerkwi i cudownej ikonie Spasa Izbawnika [Chrystusa Zbawiciela] pochodzi z 1260 roku. Niestety ikona nie przetrwała do naszych czasów. Obecną cerkiew wzniesiono w latach 1821-23 na miejscu starej drewnianej.
Obok cerkwi na cmentarzu kaplica Matki Bożej Opiekuńczej [Pokrow Bożyjej Matieri] z roku 1777 - jest to najstarsza czynna budowla w Mielniku.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na dolinę Bugu - jakże inną od tej którą przedstawiałem podczas poprzednich wędrówek - i czas ruszać dalej.
No cóż podczas parogodzinnego pobytu w Mielniku zdążyłem zobaczyć tylko tyle. A to nie wszystko - na wnętrza zabrakło już czasu. Nie zdążyłem zobaczyć odkrywkowej kopalni kredy, która robi podobno niesamowite wrażenie. No cóż trzeba jeszcze raz wybrać się za Bug. Nie jest tutaj tak źle jak sądzi wielu z Pyrlandii. Zresztą ja już dawno polubiłem te tereny.
Lubię tą najpiękniejszą polską rzekę. Podobnie jak góry. Można zastanawiać się co ma Bug wspólnego z Górami - przecież źródła tej rzeki nie są w górach i nie są w Polsce, lecz na Ukrainie.
Dolina dostaje blasku w świetle zachodzącego słońca.
Nad doliną góruje Góra Zamkowa na której kiedyś stał zamek. Najdziwniejszym jest fakt, że to wzgórze górujące 80 m nad doliną rzeki zostało usypane sztucznie.
Jeszcze spojrzenie na dolinę i wspinam się na górę.
W bezpośrednim sąsiedztwie góry są ruiny kościoła parafialnego p.w.Św.Trójcy. Kościół został najprawdopodobniej ufundowany przez Wielkiego Księcia Witolda w 1420 roku. W roku 1915 został spalony. Podczas wojny znaczna część murów została rozebrana.
W 1929 roku powstał komitet odbudowy kościoła. Niestety w 1920 roku wybudowano nowy kościół i po krótkim okresie działalności komitet został rozwiązany.
Z zamku na wzgórzu niewiele pozostało - a pierwsza wzmianka z 1379 roku. A musiała to być znaczna budowla, gdyż przebywał tutaj król Kazimierz Jagiellończyk, oraz oczekiwał na koronę przyszły król Zygmunt Stary.
Dzisiaj wzgórze zamkowe jest punktem widokowym na dolinę Bugu.
W Mielniku znajduje się najstarsza parafia prawosławna na Podlasiu. Pierwsza wzmianka o cerkwi i cudownej ikonie Spasa Izbawnika [Chrystusa Zbawiciela] pochodzi z 1260 roku. Niestety ikona nie przetrwała do naszych czasów. Obecną cerkiew wzniesiono w latach 1821-23 na miejscu starej drewnianej.
Obok cerkwi na cmentarzu kaplica Matki Bożej Opiekuńczej [Pokrow Bożyjej Matieri] z roku 1777 - jest to najstarsza czynna budowla w Mielniku.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na dolinę Bugu - jakże inną od tej którą przedstawiałem podczas poprzednich wędrówek - i czas ruszać dalej.
No cóż podczas parogodzinnego pobytu w Mielniku zdążyłem zobaczyć tylko tyle. A to nie wszystko - na wnętrza zabrakło już czasu. Nie zdążyłem zobaczyć odkrywkowej kopalni kredy, która robi podobno niesamowite wrażenie. No cóż trzeba jeszcze raz wybrać się za Bug. Nie jest tutaj tak źle jak sądzi wielu z Pyrlandii. Zresztą ja już dawno polubiłem te tereny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)