niedziela, 25 lipca 2010

Tutaj kiedys był wulkan

Podobno w Polsce nie ma wulkanów. Nie jest to do końca prawdziwe stwierdzenie. Jest rejon, gdzie znajduje się parę dziwnych samotnych górek - są to stożki po wygasłych wulkanach. Możemy je spotkać w okolicach Złotoryi. Na otwartych przestrzeniach widać parę dziwnych samotnych gór - kiedyś z ich szczytów lała się pewnie lawa. A dzisiaj........ Zapraszam na wycieczkę na szczyt jednego z nich.

Samotna górka - nie jest wysoka - tylko 389 m n.p.m.

Jak przyjrzymy się bliżej zobaczymy coś na jej szczycie. Jakby zamek.

No tak - wrót do niego pilnuje ten piękny osobnik.

Po stromym podejściu albo podjeździe autkiem wchodzimy na teren budowli.

Ale prędzej krótkie oględziny z zewnątrz - budowla nawet wygląda okazale.

No cóż ma swoje latka - pierwsza wzmianka pojawia się w 1155 roku.

W 1175 r. książę Bolesław Wysoki wystawił tu przywileje cystersom z Lubiąża. Za czasów jego następcy - Henryka Brodatego - drewniano - ziemny gród zastąpiono murowanym.

W okresie wojen husyckich budowla została zdobyta i splądrowana przez oddziały husytów. W 1470 r. odkupił go książę legnicki Fryderyk I. Sprowadzeni przez niego mistrzowie murarscy z Wrocławia, Legnicy i Görlitz nadali założeniu obecny układ przestrzenny. Po śmierci księcia prace kontynuowano z polecenia jego syna, Fryderyka II. W ich efekcie Grodziec stał się jedną z piękniejszych rezydencji gotycko-renesansowych na Śląsku.

Wchodzimy na dziedziniec.

Z zamkowych krużganków wygląda nawet okazale.

I widok z okna na okolicę - zupełnie jak na nizinach - a przecież - 50 km dalej są Karkonosze ze Śnieżką.

Można sobie spokojnie pospacerować.

Nawet są mroczne zakamarki - pewnie kiedyś chodzili tu rycerze pilnujący bezpieczeństwa zamku.
Ale chyba niezbyt skutecznie. W latach wojny 30-letniej zamek został zdobyty i spalony przez wojska księcia Albrechta Wallensteina. W roku 1800, kiedy właścicielem dóbr został książę Rzeszy Jan Henryk VI von Hochberg z Książa i Mieroszowa, podjęto poważniejsze prace konserwatorskie i rekonstrukcyjne

I właściwie z tego okresu pochodzi obecna bryła zamku.


Dzisiaj możemy wędrować po jego zakamarkach. Ale trwa to już wiele lat, gdyż.........

.......... już w latach 30, XIX stulecia zamek stał się celem licznych wypraw turystycznych. Uchodził w owym czasie za pierwszy w Europie zabytek specjalnie przystosowany do celów turystycznych. I tak zostało do dzisiaj.

Byłem tutaj upalnego dnia - jak było przyjemnie - i bez klimatyzacji.

No i najważniejsze pomieszczenia - sypialnie.

A można wybrać się tutaj na nocleg - choć nie wiem czy w tym łóżeczku. Fajnie byłoby w te upały - chłodno i przestrzennie.

No cóż można pomarzyć o noclegu w tych komnatach.

Ale nie tylko są łóżka. Jest również zamkowa kaplica - fundację zamkowego kościoła przypisuje się św. Jadwidze.

Gruntowna odbudowa rozpoczęła się w 1900 r., kiedy właścicielem dóbr został baron dr Willibald von Dirksen. Zlecił on opracowanie projektu i nadzór nad pracami najbardziej znanemu i cenionemu wówczas architektowi i konserwatorowi - Bodo Ebhardtowi.

W 1908 r., na uroczystym otwarciu gościł tu cesarz Wilhelm II. Później obiekt przekazano Śląskiemu Towarzystwu Miłośników Historii i Starożytnictwa na muzeum, restaurację i schronisko turystyczne. W 1945 r. zamek wraz z częścią wyposażenia, spłonął.

Powojenna odbudowa zamku rozpoczęła się w 1959 roku.

A gdzie prowadza te schodki - niestety nie wolno sprawdzić.

No cóż ostatnie spojrzenie na zamek i ruszam dalej.


Będąc na zamku nie czuje się,że jesteśmy na stożku wygasłego wulkanu. Podobno zamilkł na zawsze - choć nigdy nie wiadomo.

Pewnie znów nastąpi przerwa we wędrówkach - wyjeżdżam w moje ukochane góry, tam gdzie mieszkali Huculi i szumi Prut. Nie myle się - kolejny raz w tym roku. Chyba z tych wyjazdów będą zdjęcia - bo jak spojrze na mapę Polski przedwojenna toż to była Polska.

Brak komentarzy: