piątek, 16 listopada 2012

Co robilem od maja.................


Dawno nie pisałem nic nowego. No cóż tegoroczne wakacje spędzałem intensywnie. Chodziłem sporo po górach - nasze Kresy. Jeździłem sporo na rowerze. 

W tym roku dokonałem największego wyczynu sportowego w życiu, ale po kolei. Najpierw o rowerze.

W zeszłym roku startowałem w cyklu maratonów rowerowych SKANDIA. Traktowałem te starty jako naukę i zdobywanie doświadczenia. W tym roku wyczyn powtórzyłem. W sumie 7 startów. Fajna to była zabawa - jazda w terenie. Dystans średnio około 60 km po bezdrożach, choć były czasem trasy w znacznej części przebiegające asfaltem.

Były etapy nizinne, nadmorskie [Gdańsk] i górskie [no może niezupełnie - górski etap w okolicach Rzeszowa]. 

Najtrudniejsza impreza była nad morzem - nie żartuję - 66 km  oraz około 1200 m podjazdów. Najgorsze było to, że trasa maratonu została przedłużona o 12 km w ostatniej chwili - w zasadzie dowiedziałem się na starcie. Pierwotnie trasa miała mieć 54 km i około 800 m podjazdów. Po przejechaniu 50 km miałem już dość. Najchętniej rzuciłbym rower i nie ruszył się dalej. Ale to nic nie zmieniłoby, gdyż samochód stał na mecie i niezależnie od okoliczności musiałem tam dotrzeć. Oj było ciężko - bardzo ciężko.

Ukoronowaniem startów była ostatnia - siódma - impreza w Kwidzynie. Trasa nie była trudna, ale długa 70 km. Startując wiedziałem już, że.............. O tym za chwilę.

Ja na trasie - ten z tyłu.
 

Nie zawsze były ładne drogi. Za chwilę będzie stromy zjazd i dalej kilkaset metrów po piasku - ciężko, ale meta coraz bliżej.




Walczę na trasie -  ja mam do przejechania - 70 km. Ci z czerwonym numerem tylko 45 km. Drobna różnica.


Walka trwa - do mety coraz bliżej.


I wreszcie sukces przypieczętowany - PODIUM - II miejsce w klasyfikacji generalnej - w grupie wiekowej powyżej 60 lat.


Doborowe Towarzystwo - kwiat polskiego kolarstwa. Pierwszy po lewej - Czesław Lang - organizator imprezy. W środku Zdzisław Krzeszowiec - zwycięzca klasyfikacji generalnej w grupie wiekowej emerytów. A po prawej................ ten któremu na starość odbiło i zaczął jeździć rowerkiem.


No i zdjęcie w tym Doborowym Towarzystwie.


Zdobyczne trofeum. Największy wyczyn sportowy w życiu.


Teraz rozumiecie dlaczego zamilkłem - przez jakiś czas.

Gdyby mi ktoś parę lat temu - po przejściach zdrowotnych - powiedział, że będę szaleć na rowerku nie uwierzyłbym. Jeszcze cztery lata temu nie wiedziałem, że są takie imprezy. Pierwszy raz wystartowałem dwa lata temu. No cóż, na stare lata odbiło mi dokładnie - w tym roku przejadę na rowerku około 6.000 km.

Ale to jeszcze nie wszystkie tegoroczne szaleństwa - sporo w tym roku wędrowałem po górach - zwiedzając Kresy Rzeczpospolitej Przedwojennej. Przewędrowałem ponad 550 km. Zapraszam na wspomnienia z tych wędrówek. Pogoda już nie taka jak latem, dzionek krótki, a więc można wspominać i zacząć nadrabiać zaległości. Nie wyklucza to jednak codziennych wyjazdów rowerowych - niezależnie od temperatury.




1 komentarz:

kozterka pisze...

Widać radość na Twojej twarzy...
GRATULUJĘ I PODZIWIAM.
Statuetka piękna - pewnie stoi na honorowym miejscu w Twoim pokoju:).