Tym razem zapraszam na spotkanie w krainie wulkanów. Parę lat temu byliśmy na wulkanie Grodziec. Tych co nie pamiętają zapraszam do odwiedzenie postu Tutaj kiedyś był wulkan Tym razem zapraszam na inny wulkan również w krainie wulkanów - Ostrzycę. Jest in zdecydowanie wyższy - ponad 500 m n.p.m..
Prawie pod samą górkę można podjechać autkiem. Idealny spacer podczas przerwy w podróży. W moim wypadku służbowej.
Już na samym początku wspaniałe dziurki "wykute" w drzewie przez leśnych górników.
Wejście na szczyt jest spacerkiem. Najpierw szeroka ścieżką przez las.
Potem ścieżka zmienia się w stopnie. Wykonane oczywiście z miejscowego bazaltu, co potwierdza obecność wulkanu. Na szczęście lawa nie leje się na głowę.
No cóż trzeba mozolnie zdobywać kolejne piętra tego wulkanicznego wieżowca - tylko 200 m do góry, a więc około 80 pięterek bez windy po schodach.
Kiedyś po drodze była gospoda - dawne czasy. Bardzo dawne........Powstała w pierwszej połowie XIX wieku. Niestety pozostały resztki fundamentów.
No i wreszcie na szczycie.
Jest lato, a więc kwiatki kwitną - choć tego dnia nie ma za dużo słoneczka.
Po drodze mijam gołoborza - chociaż to nie Góry Świętokrzyskie.
I wreszcie widok na okolicę. Ze szczytu wulkanu - na szczęście lawa dawno zastygła, ostygła i nie grozi poparzeniem.
Niegdyś ta góra grzmiała i odstraszała ogniem. To już wspomnienie - 15-20 mln lat temu. Pozostał tylko skalisty wierzchołek.
Z miejscem tym wiąże się wiele legend i wiejskich opowieści. Oto jedna z nich.
"Wiąże się z czasami reformacji, kiedy to w rejonie
Proboszczowa, Soboty i Twardocic osiedliła się protestancka sekta
schenckfeldystów. Legenda ta wyjaśniała dlaczego w rejonie Spitzberg-u
(dawna nazwa wzgórza) mieszkało tak dużo innowierców. A było to tak...
Niewierni mieszkali w Legnicy i okolicznych miejscowościach. Gdy
jednak przebrała się miarka pojawił się diabeł i wszystkich powsadzał do
olbrzymiego worka. Zabrał ich na koniec świata, gdzie mieści się
piekło. Jednak leciał zbyt nisko. Niechcący zawadził o skalisty szczyt
wzgórza. Worek rozdarł się, a niewierni rozsypali po okolicy.
"
Więcej informacji można znaleźć na stronie "Śląska Fudżijama"
Ja wolę jednak patrzeć na okolicę. Mam tą niebywałą przyjemność bycia samemu na szczycie. Nikt nie przeszkadza mi - no może niezupełnie, ale przyjemnie.
W dali chwilami widać nawet wierzchołek Śnieżki.
Miejsce to objęto ochroną w 1926 roku - m.in. ze względu na walory przyrodnicze.
W 1944 roku wykopano linie okopów - niszcząc część lasu w części szczytowej. No cóż wojna rządzi się swoimi prawami.
W 1962 roku ponownie utworzono rezerwat.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na okolicę - niestety pogoda taka sobie - przynajmniej na zdjęcia - i czas wracać do czekającego autka.
Schodząc na dół mijam resztki okopów.
Ale przyjemniejsze są kwiatki.
Czas ruszać w dalszą drogę. Patrząc na górę można myśleć o krainie wulkanów i marzyć jak ona wyglądała kiedyś. Wole, aby ten widok nie powrócił.
Ruszam w dalszą drogę.
W okolicy Ostrzycy po zakończeniu wojny z władza ludowa walczył Jan Bochdziewicz - osoba kontrowersyjna. O tym człowieku oraz okolicach wulkanu opowiada film Echa Przeszłości - Śląska Fudżijama
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Pewnie jakieś ptasię kwiliło w pobliskich krzakach i mąciło Twój spokój...
Prześlij komentarz