Dwa tygodnie temu wspinaliśmy się na najwyższą górę Ukrainy Howerlę. Dzisiaj jesteśmy na szczycie. Już na samym początku zaskoczenie - krzyż, ale bez poprzecznej belki charakterystycznej dla prawosławia. Został on postawiony w 5 rocznice odzyskania niepodległości przez Ukrainę.
Obok symbol Ukrainy "trójzub". Można go porównać do naszego orła w herbie.
Obok tablica z ziemia z rożnych miejsc Ukrainy. Kiedy byłem w tym miejscu miesiąc później symbol Ukrainy był rozbity i zdewastowany, no cóż...................
Szczyt jest zabudowany rożnymi symbolami. No i jeszcze jeden - słup graniczny - tutaj przed wojna przebiegała granica polsko-czechosłowacka.
Najwspanialszy jest widok - praktycznie na całe Beskidy Wschodnie. Po horyzont widać tylko góry i lasy - coś wspaniałego.
Gdzieś na horyzoncie obecna granica ukraińsko-rumuńska.
I co najdziwniejsze - nie widać żadnej miejscowości. Są to podobno najdziksze góry Europy.
Pasmo Czarnohory w kierunku południowym - w dali widać szczyt Pop Iwan. Na szczycie staraniem rządu Rzeczypospolitej zbudowano w latach 1936-1938 Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologiczne nazwane później potocznie "Białym Słoniem", obecnie w ruinie.
Grzbietem przebiegała granica polsko-czechosłowacka.
Na szczycie można siedzieć godzinami i patrzeć. Uroku dodaje zmienna aura. Praktycznie co parę minut zmienia się sceneria.
No i Sasza [pierwszy od lewej] - przewodnik. Niesamowity człowiek znający góry jak własna kieszeń, a może i lepiej. O Saszy opowiem przy innej okazji. Mogę jedynie dodać, ze jego zasługą jest fakt, że w górach na Ukrainie w zeszłym roku wylądowałem jeszcze dwa razy. I w tym roku będę również parę razy.
Jest co podziwiać. W górach tych panuje cisza. Jedyny tłum jaki widziałem to na szczycie Howerli. W tłumie tym Polacy mieli znaczny udział. W innych rejonach cisza i spokój. Można cały dzień wędrować nie spotykając nikogo.
Odpoczywając na szczycie nie mam czasu na nudę. Z jednej strony odpoczynek - jednak to 1000 m trzeba było pokonać pod górkę - drobiazg - to tak jakby wieżowiec mający 400 pięter i bez windy.
No i kawałek historii Polski. Grzbietem przebiegała przed wojną granica polsko-czechosłowacka.
Słupki graniczne pozostały do dzisiaj. Litery charakterystyczne dla obu krajów.
Niestety litera P na wielu słupkach jest albo zniszczona, albo zamalowana. No cóż znów kłaniają się zaszłości historyczne. Do dzisiaj starzy ludzie określają Polaków jako Panów, ale to już temat na inna historię.
Pora ruszać w dalszą wędrówkę. Przecież dopiero weszliśmy na szczyt.
Ruszamy wąska ścieżką wzdłuż "granicy".
Po drodze mijamy stare słupy graniczne.
Howerla zostaje z tylu - ten ponad dwutysięczny szczy wygląda z daleka niepozornie.
Widok na Howerlę z grzbietu Czarnohory od południa. Jaka to mała i niepozorna górka, a ma ponad 2000 m wzrostu.
Cały czas po drodze mijamy słupki graniczne.
Za każdy razem jak obracam się do tylu widzę .................... Schodząc nie wiedziałem jeszcze, że za miesiąc będę powtórnie drapać się na ten szczyt. W tym roku nie planuje kolejnego wejścia.
Wolę patrzeć przed siebie - tam jeszcze nie byłem.
Kolejny odpoczynek - mały szczycik BRESKUL [1911 m n.p.m.]. Chwila odpoczynku.
Trzeba ruszać dalej. Pogoda robi się niepewna. A burza w tych górach podobno jest wątpliwa przyjemnością. A jeżeli to mówi jeszcze Sasza to nie mam zamiaru dyskutować. W naszych górach uwielbiam burzowe scenerie.
Wędrujemy wzdłuż dawnej granicy polsko-czechosłowackiej. Niektórym nasuwają się wspomnienia - szkoda tych gór, ale dobre i to, że teraz można tam jeździć choć na wycieczki.
Polubiłem te góry - ich dzikość, a zarazem cisze w nich panująca. Będąc pierwszy raz miałem jeden wielki mętlik - trudno było mi rozpoznać pasma i szczyty - za drugim razem zacząłem orientować się w topografii - nie myliłem już pasm i podstawowych szczytów. Mam nadzieje, że po tegorocznych wędrówkach będzie już całkiem znośnie.
Za tydzień zapraszam na nietypowa wędrówkę świąteczną.
A za dwa tygodnie zapraszam na dokończenie schodzenia z Howerli.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Twoje foty budzą we mnie tęsknoty za górami i wędrówką po szlakach /już nawet obojętnie,po której stronie granicy ;)/.
P.S.400 pięter ? :))) no...to przemawia do wyobraźni...
Prześlij komentarz