Prawie dwa tygodnie temu skończył się 2012 rok. Nie mogę narzekać na miniony roczek. Sporo wędrowałem po Polsce i nie tylko. Autkiem, piechotką i rowerkiem.
A więc po kolei.
Przy końcu marca wracając z podróży służbowej zobaczyłem drogowskaz Opiniogóra. W miejscowości tej urodził się Zygmunt Krasiński. Oczywiście zjechałem z drogi i zwiedziłem pałacyk.
Na początku maja pierwszy raz startowałem w maratonie SKANDIA w Krakowie. Po drodze wpadłem do Pieskowej Skały i zwiedziłem zamek. Byłem tam pierwszy raz.
Przy okazji podszedłem do Maczugi Herkulesa.
W połowie maja wybrałem się na pierwszą wędrówkę po górach Ukrainy - tym razem szlakiem legionów. A właściwie urodzinową wędrówkę - przedstawiona w jednym z poprzednich postów - http://poznaj.blogspot.com/2012/11/urodziny-dzien-pierwszy-ale-leje.html
W tych górach koń jeszcze stanowi ważny środek transportu.
Urodziny na Doboszance.
Przełęcz Legionów.
Jeden z cmentarzy legionistów w Dolinie Podwórniańskiej.
Potem znowu łącząc przyjemne z pożytecznym - sprawy służbowe z maratonem MTB w Lublinie - odwiedziłem zamek w Czerski nad Wisłą.
Jadąc do Lublina zatrzymałem się w Puławach, aby zwiedzić zespół parkowo-pałacowy. Niestety park zrobił na mnie przygnębiające wrażenie. Brudno i mnóstwo śmieci. Porządek jest tylko w bezpośrednim otoczeniu pałacu. Zupełnie inaczej jak w Arkadii.
Jadąc na kolejna wyprawę w góry Ukrainy na początku czerwca zatrzymałem się w Krozwękach, gdzie można zwiedzić wspaniały pałac. Idealny przykład, gdy prywatny Właściciel - Pan Popiel - udostępnił pałac zwiedzającym, a nie zamknął bramy - jak czyni to wielu innych.
Atrakcją Kurozwęk - oprócz pałacu - jest stado bizonów.
Po drodze zatrzymałem się również w Szydłowie ze wspaniałymi murami obronnymi.
A potem wędrówka po Ukrainie. Najpierw do źródeł Dniestru.
Choc o tej porze najpiekniejsze sa ukwiecone łąki.
A potem przejazd niesamowitym pociągiem. Z Wołosianki do Sianek. Na odcinku około 8 km w linii prostej pociąg podjeżdża ponad 400 m do góry. I pomyśleć, ze gdy linia była budowana nie było komputerów map satelitarnych, ale inżynierowie mieli głowę na karku.
Pokonując wiele tuneli i wiaduktów.
Widok na nasze Bieszczady z Pliszki.
Wspinaczka na Magurę Łomniańską. Najgorsze były chaszcze. Praktycznie cały czas.
Jakim odprężeniem - po całym dniu chaszczowania - był widok na otwarta przestrzeń i konie.
W drodze powrotnej do domu krótki pobyt w Muzeum Lalek w Pilźnie.
Na końcu czerwca ponowna wyprawa w Góry Ukrainy - tym razem na Rajd Huculski. Po drodze obejrzałem Dąb Bartek. Kolejna "biała plama" wymazana z mapy Polski.
No i mała rozgrzewka. "Wspinaczka" na Łysicę - najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich.
Po drodze zaliczyłem również Święta Katarzynę.....
......wraz z gołoborzem.
oraz Święty Krzyż.
Przejeżdżałem przez Ujazd [Krzyżtopór]. Niestety zabrakło czasu na zwiedzanie, a właściwie zobaczenie co zmieniło się od poprzedniego pobytu parę lat temu.
No i pierwszy dzień w górach Ukrainy - w Bukowelu. Jestem tam czwarty raz, ale po trasach ide pierwszy raz. Zawsze jest coś nowego w górach. Pierwsza wycieczka - w dali widać Doboszankę, gdzie w maju świętowałem urodziny. Jakże inna sceneria.
Połonina Krasna - wspinaczka na Bliźnice poprzedzona jazda gruzawikiem. W dole malownicze jeziorka. Pierwszy raz wchodziłem ta trasą podczas pierwszego pobytu w górach Ukrainy. Wracają wspomnienia. I znów dalsza trasa zupełnie inna niż wtedy.
Jak byłem pierwszy raz nad jeziorkami byli pasterze z owcami. Teraz spotkałem ich w zupełnie innym miejscu.
No i najważniejsza góra podczas tej wycieczki - Pop Iwan [2022 m n.p.m.]. W dali widoczny budynek to zbudowane przez rząd Rzeczpospolitej w latach 1936-1938 Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologiczne nazwane później potocznie "Białym Słoniem", obecnie w ruinie. Przecież w tym miejscu kiedyś przebiegała granica polsko-czechosłowacka. O tym co teraz dzieje się w obserwatorium później.
Miałem szczęście - pogoda była wspaniała - wszystko widać.
Kolejna wycieczka na Jawornik w Beskidach Lesistych. Na zdjęciu Sasza - odpowiedzialny za moje szaleństwa.
Wędrując po górach nie można przeoczyć wspaniałej dzikiej przyrody. W lipcu szczególnego uroku dodają kwitnące kwiaty.
Podczas jednej z wędrówek przemknął drogą taki oto pojazd.
W dali Szpyci w Czarnohorze. Tam wspinałem się na dziko - co za wspaniałe przeżycie.
Tradycyjnie w drodze powrotnej zatrzymuję się we Lwowie. Co to jest nie muszę chyba nikomu tłumaczyć.
W lipcu z Gór Ukrainy udałem się bezpośrednio w Polskie Góry - Beskid Niski. Jakże inne klimaty. Oczywiście i tym razem zostałem namówiony przez przyjaciół z Rzeszowa.
Cerkiewka w Bartne.
Podczas pobytu poznałem genezę i losy cmentarzy wojennych z okresu Pierwszej Wojny Światowej. Oto jeden z nich na Beskidku koło Koniecznej.
Znany cmentarz Rotunda - opiekują się nim studenci.
Zdobywałem nawet najwyższy szczyt Beskidu Niskiego. Nie jest nim Lackowa jak myślałem do tej pory.
Jest nim Busow [1002 m n.p.m.] - zdobyłem pierwszy raz.
Podczas kolejnej wędrówki zdobywałem Lackową. Ale pod drodze mijaliśmy to co pozostało po wsi Bieliczna - opuszczone cmentarze są nieodłącznym elementem wędrówki po Beskidzie Niskim.
No i Lackowa. Niestety przyszła burza i ze zdjęć nici. Pewnie góra chce, abym ją zdobył ponownie - wtedy będzie łaskawsza.
W planie był wypad na Słowację. Pogoda nie pozwoliła na zbytnie chodzenie, ale nagrodą była wspaniały widok Tatr.
Ponadto zwiedziłem zamek Lukowiański Hrad. Byłem pierwszy raz. Z drugiej strony Słowacji praktycznie nie znam. Wiele lat temu parę razy wędrowałem po Słowackim Raju - może kiedyś wybiorę się ponownie, ale czy starczy czasu.
W drodze powrotnej zatrzymałem się na chwilę w Krynicy - też praktycznie "biała plama" na mapie moich wędrówek. A jak Krynica to nie można pominąć Nikofora.
Podczas jednej z wędrówek zawitałem do schroniska na Magurze Małastowskiej. Byłem tam kiedyś - bardzo dawno temu - podczas studiów.
Po drodze zwiedzałem cerkiewkę w Owczarach........
oraz w Sękowej.
Zapomniane wsie - Radocyna....
oraz Lipna. A jeszcze bezpośrednio po II wojnie światowej mieszkali w tych wsiach ludzie. Niestety byli tacy, którym przeszkadzali.
W wakacyjnych miesiącach niewiele wędrowałem - musiałem nadrabiać zaległości związane z pracą zawodową.
Na początku września maraton rowerowy MTB odbywał się w Rzeszowie. Jadąc do Rzeszowa nadrobiłem zaległości - zatrzymałem się w Ujeździe, aby zobaczyć co zmieniło się na terenie jednej z największych rezydencji magnackich w Polsce - na zamku Ossolińskich Krzyżtopór.
Niestety zmieniło się niewiele - nadal jest ruiną. Może jedynie trochę bardziej pilnowaną.
Przy końcu września wybrałem się na ostatnia górska wędrówkę po Kresach i jak zwykle jadąc do Rzeszowa coś trzeba było zwiedzić. Tym razem po drodze nadarzyła się malownicza Iłża z zamkiem.Czyż nie wygląda malowniczo.
I znów góry na Kresach - tym razem najpierw rejon Makowicy ze wspaniałymi widokami.
Na szczęście nie było deszczu.
A następnego dnia poranny wymarsz w promieniach wschodzącego słońca.
I wspaniałe widoki z Połoniny Skupowej. Tym razem pogoda wspaniała.
Podczas tej wędrówki ponownie wdrapywałem się na Popa Iwana. Po drodze odpoczynek nad malowniczym Jeziorkiem Mariczewskim.
Tam gdzieś u góry na Popie Iwanie jest obserwatorium. I o dziwo przystąpiono do odbudowy. Skończy się bieganie na dziko po ruinach - jeszcze zdążyłem i to dwa razy jednego roku.
Jakie wspaniałe widoki. Dla nich jeżdżę w góry Ukrainy. Wycieczki autokarowe zostawiam na czasy, gdy nie będę już mógł chodzić po górach. mam nadzieję, że nie nastąpi to szybko.
Schodząc z Katatenki otworzył się uroczy widok na Worochte, a właściwie dwa mosty - stary po który pociągi już nie kursują, oraz drugi nowy. Ciekawie wyglądają.
Ostatni dzień wędrówki w górach Ukrainy w roku 2012 - Priopriaty kamień.
Ostatnie spojrzenie na góry. Żegnajcie do następnego roku. Jak zdrowie pozwoli obiecuję, że powrócę.
W zeszłym roku odbyłem wiele wędrówek rowerowych - trudno je nazwać wędrówkami. Startowałem siedem razy w cyklu maratonów MTB SKANDIA. I oto największe sportowe osiągniecie w życiu - II miejsce w klasyfikacji generalnej w kategorii Dziadków Emerytów, którzy mają więcej zdrowia od wielu młodych, i chyba im się więcej chce. Wymagało ono również wiele samozaparcia i wytrwałości, ale udało się.
Gdyby mi ktoś powiedział 10 lat temu, że będę szaleć piechotką po górach [w roku 2012 przeszedłem 550 km górskich po górach] i rowerkiem w maratonach [przejechałem ponad 6.100 km], to wyśmiałbym go. A jednak można.
Chciałbym jeszcze podziękować wszystkim, którzy przygotowywali moje wędrówki i szaleństwa oraz razem wędrowali ze mną na szlakach pieszych i rowerowych. Do zobaczenia w tym roku.
Rok 2012 zakończony i podsumowany. Gdybym narzekał tobym grzeszył.
A jaki będzie ten rok......... zobaczę za niecałe 12 miesięcy.
3 komentarze:
Dziękuję za to przypomnienie uroków ukrainskich Karpat i mobilizację do aktywnego spedzania wolnych chwil.
Wiesia
Dziękuję za to przypomnienie uroków ukrainskich Karpat i mobilizację do aktywnego spedzania wolnych chwil.
Wiesia
Dziękuję za to przypomnienie uroków ukrainskich Karpat i mobilizację do aktywnego spedzania wolnych chwil.
Wiesia
Prześlij komentarz